Dla nas oznaczało to największe zwycięstwo, już nie tylko sportowe, bo finały mistrzostw Europy miały być impulsem do natychmiastowego rozwoju we wszystkich dziedzinach. Mieliśmy zyskać autostrady, lotniska, hotele, szybką kolej, metro i długo oczekiwane nowoczesne stadiony. Żaden sukces na boisku nie dałby Polsce aż tyle. Dziś po dwóch latach trudów i znoju, entuzjazm jest znacznie mniejszy. Zdaliśmy sobie sprawę, że te drogi, lotniska i stadiony nie spadną z nieba, ale musimy je wybudować sami. Wiadomo już, że nie wszystko powstanie, że dwa lata temu plany były ambitniejsze, a nadzieja na gospodarczy podbój Europy większa. Sieć autostrad, o której marzyliśmy sfery marzeń niestety nie opuści. W Polsce wytypowano do organizacji mistrzostw sześć miast (Warszawa, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Kraków i Chorzów) z obawą, że jedno lub dwa będą musiały odpaść. W środę UEFA ma wydać wyrok na te miasta. Tylko Warszawa może być pewna, że właśnie tu, 7 lutego 2010 roku zostaną rozlosowane grupy eliminacyjne, a 2,5 roku później, czyli 9 czerwca 2012 rozegrany mecz otwarcia turnieju finałowego. Wiadomo, że zagra w nim Polska. Dziś już nie oczekujemy po Euro 2012 cudu, ale dwa miasta, które odrzuci UEFA (decyzja może jeszcze nie być ostateczna) spadną z piłkarskiego raju do piekła. Trzeba jednak dokończyć dzieła także w nich, by wielkie rozczarowanie nie przekreśliło tego, co turniej miał dać nam wszystkim. Wisła, Lech, Lechia, Śląsk i tak będą potrzebowały stadionów, a Kraków, Poznań, Gdańsk, Wrocław i Chorzów wszystkich inwestycji przewidywanych na Euro. Dobrze by było, gdyby nikt z tej piątki nie czuł, że dwa lata kompletnie zmarnował. ZOBACZ CAŁY TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO! ZOBACZ REPORTAŻ O STADIONACH NA EURO 2012 Euro 2012, czyli skok cywilizacyjny Polski! Kołtoń: Ile Polska zarobi na Euro 2012? Mielcarski: Co nam grozi po Euro?