Zacznijmy od faktów. Od kiedy kanał "La Sexta" ogłosił zainteresowanie Realu Madryt prawym obrońcą Borussii Dortmund, przez hiszpańską prasę przewaliła się nawałnica informacji, często sprzecznych, dotyczących tej sprawy. "Piszczek jest opcją, jedną z wielu" - powiedział mi David Ruiz, dziennikarz "Marki". Jego gazeta opublikowała tekst, z którego wynika, że Jose Mourinho ceni Polaka za jego walory ofensywne (4 gole, 7 asyst w Bundeslidze), ale jest zdania, iż za często zapomina się w tyłach. W artykule nie pada żaden cytat, a więc należy przypuszczać, że Mourinho nie wypowiedział nawet półoficjalnie zdania na temat Piszczka. Ale dowiadujemy się, że głęboko analizował grę Polaka.Kogo chce trener Realu na prawą obronę? Kogoś, kto już nie istnieje. Drugiego Maicona, ale nie tego obecnego, ale tego sprzed dwóch lat, z którym Inter Mediolan podbijał Ligę Mistrzów. Najbliżej ideału są Dani Alves z Barcelony i Philipp Lahm z Bayernu Monachium, obaj niemożliwi do kupienia, zwłaszcza dla Realu zważywszy na fatalne relacje z katalońskim i bawarskim klubem. Piszczek nie był promowany po mistrzowsku W ankietach wśród kibiców Realu szanse Piszczka stały nisko. W internetowym wydaniu "Marki" za jego transferem głosowało na początku niespełna 4 procent ludzi. Kibice kierują się jednak zwykle walorami medialnymi zawodnika, a Polak nigdy nie był promowany po mistrzowsku. W kolejnych dniach akcje obrońcy Borussii zaczęły jednak gwałtownie rosnąć, zatrzymując się powyżej 24 proc. Może do ankiety włączyli się rodacy, a może coraz więcej informacji o Piszczku przekonało Hiszpanów? Informacja poszła w świat. Zareagowała nawet prasa katalońska "życzliwie" informując fanów Barcy, że "brzydki" Real chce się posunąć do kolejnej niegodziwości i zatrudnić gracza zamieszanego w korupcję.Jerzy Dudek przyznał, że dzwonili do niego dziennikarze z Hiszpanii, by pytać o Piszczka. Dudek uważa, że rodak poradziłby sobie w Madrycie. Faktycznie Alvaro Arbeloa jest obrońcą rutynowanym, solidnym, ale zbliżającym się do trzydziestki. Nigdy nie był orłem, a dziś najlepszy okres ma raczej za sobą. Jeśli Real zechce gracza Borussii, to go będzie miał Deklaracją Borussii Dortmund, że Piszczek nie jest na sprzedaż, nikt w Madrycie nie zawraca sobie głowy. Jeśli Real zechce gracza Borussii, to go będzie miał - takie jest powszechne przekonanie w stolicy Hiszpanii. Tak było zaledwie rok temu z defensywnym pomocnikiem Nuri Sahinem, "Królewscy" zapłacili za niego 10 mln euro, a Mourinho pozwolił mu zagrać w czterech meczach Primera Division, zazwyczaj bez znaczenia. Nikt jednak przesadnie nad tym nie boleje, Sahina można sprzedać odzyskując choć część pieniędzy. A poza tym królewski klub charakteryzuje się tym, że z reguły sprzedaje graczy znacznie poniżej ceny ich zakupu.Ile można ewentualnie stracić na Piszczku? 10 mln euro? To suma niezbyt znacząca dla najbogatszego klubu na świecie. Florentino Perez przyzwyczaił wszystkich do tego już bardzo dawno.Czy transfer jest bardziej prawdopodobny, czy mniej, Piszczkowi nie dzieje się krzywda. Przeciwnie: jego nazwisko staje się popularne, co w piłkarskim biznesie ma swoją wartość wyrażoną w konkretnych kwotach. Cena polskiego obrońcy rosła, gdy włoska prasa informowała o zainteresowaniu Interu i Romy, teraz jest jeszcze wyższa, choćby ta cała debata o transferze do Realu była wyłącznie bańką medialną. Przeciętny, europejski kibic, mało zainteresowany Bundesligą już wie, kto to jest Piszczek. A może w ogóle dobiega końca ponury czas, w którym piłkarze z Polski byli na międzynarodowym rynku pracy anonimową, szarą masą od czarnej roboty?Czy coś praktycznego z tego wynika? Może za dwa miesiące, jeśli prawy obrońca Borussii dobrze wypadnie na Euro 2012, lub za rok będzie miał okazję zagrać w wielkim zespole. Wtedy nikt nie poczuje się już zaskoczony, że klub X wydał kwotę Y na gracza, którym interesował się Mourinho i Real Madryt. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim