"Taki pociąg przejeżdża czasem tylko raz w życiu" - tłumaczył niewiele ponad rok temu, gdy w jednej chwili z największego bohatera Anfield Road stawał się tam wrogiem publicznym nr 1. Roman Abramowicz wydawał na niego 58,5 mln euro bijąc transferowy rekord na Wyspach. Przed Rosjaninem więcej za piłkarzy płaciły tylko Real Madryt i Barcelona, po raz pierwszy przedmiotem tak astronomicznej transakcji był Hiszpan. "El Nino" - czyli "Dzieciak", a dla niektórych wręcz jedno z najcudowniejszych dzieci futbolu.Zawsze był mocno nietypowy, poczynając od tego, że chciał być bramkarzem, jak starszy brat, tymczasem na siłę zrobiono z niego napastnika. Aby zrozumieć status Torresa w jego rodzinnym kraju, trzeba odrobinę pogrzebać w historii. Był jednym z nielicznych graczy mających kaprys odrzucenia umizgów Realu i Barcelony. Oba hiszpańskie kolosy szalały na jego punkcie od dawna. Wyedukowany przez dziadka, fanatyka Atletico wielokrotnie powtarzał jednak, że na Santiago Bernabeu może postawić nogę wyłącznie w roli wroga.Mimo to miłość hiszpańskich fanów do Torresa nie słabła, choć grając w Atletico bywał dzieckiem rozkapryszonym. Nigdy nie zdobył w Primera Division 20 goli w sezonie, choć spędził w pierwszej drużynie siedem lat. Tłumaczenie było jedno: to Atletico, klub niestabilny, szczególnie pod wodzą szalonego Jesusa Gila, nie dorasta do poziomy swojego wychowanka. Nawet jego najwięksi fani rozumieli więc decyzję z 2007 roku, kiedy postanowił wynieść się z Hiszpanii. Praca z Rafaelem Benitezem w Liverpoolu dała efekt natychmiast, w pierwszym sezonie na Anfield zdobył aż 24 gole w Premier League. I sześć w Lidze Mistrzów, Liverpool odpadł w półfinale z Chelsea. Był to początek końca złotej ery zespołu Beniteza w tych rozgrywkach. Z czasem zaczęło się to samo co w Atletico: komentarze, że to Liverpool przestaje dorastać do poziomu Torresa. Stąd wziął się rekordowy transfer do Chelsea, w której genialny Hiszpan miał zdobyć swój pierwszy poważny tytuł. Do dziś jednak jedynym jego triumfem klubowym, pozostało pierwsze miejsce zajęte z Atletico w 2002 roku w II lidze hiszpańskiej!Jeśli spojrzeć na wyróżnienia indywidualne, Torres ma ich 15. Albo był królem strzelców, albo wybierany na najlepszego piłkarza, albo do jedenastki rozgrywek, czy turnieju. Tak było na Euro 2008. Gole seryjnie zdobywał David Villa, ale tego najważniejszego, złotego, historycznego, zwycięskiego w finale z Niemcami - "El Nino". Wracał do kraju, jako wielki bohater opowiadając rodakom, że prawdziwy rozwój piłkarza może się dokonać wyłącznie w Premier League.Oddziaływanie "Dzieciaka" na rodaków było przeogromne. Tak jak jego nie hołubili ani Xaviego Hernandeza, ani Ikera Casillasa, ani Carlesa Puyola. Torres był nietykalny dla każdego selekcjonera. Także dla Vicente del Bosque, który zabrał go na mundial do RPA tuż po kontuzji i uparcie wstawiał do podstawowego składu aż do ćwierćfinału. Teraz, po raz pierwszy od 2006 roku "El Nino" znalazł się poza kadrą ze względu na decyzję szkoleniowca. Nie zagra w sparingu z Wenezuelą, Del Bosque wyjaśnia jednak, że nie jest to kara za fatalną formę, ale życzliwy impuls do pracy. Z wszystkich ankiet w hiszpańskich mediach wynika jednak, że fani mistrza świata rozumieją decyzję selekcjonera.Przechodząc do Chelsea, Torres kopiował drogę Villi, który po latach wierności Valencii przeniósł się do Barcelony sięgając z nią w 12 miesięcy po brakujące mu trofea. "Kopia" wypadła jednak pokracznie. To, co się stało w 12 miesięcy z Torresem jest jedną z najbardziej kuriozalnych tajemnic piłki. Poszedł na Stamford Bridge, by wynieść klub na wyżyny, zastąpić Didiera Drogbę, tymczasem utknął na ławce dla rezerwowych. Andre Villas-Boas mocno w niego wierzył, jak wszyscy inni trenerzy, ale bardzo się rozczarował.Internet zapełnił się żartami na temat Hiszpana. Na jednym z filmików Fernando wchodzi do gry, a Edinsonowi Cavaniemu trzęsą się ze strachu łydki. Torres dostaje piłkę i ku radość Villasa-Boasa natychmiast pakuje ją do siatki Napoli. Fani Chelsea szaleją, nagle ich bohatera wybudza ze snu sygnał dzwonka. To było piękne marzenie, ale dalekie od rzeczywistości. W meczu sezonu z Napoli na San Paolo drużyna ze Stamford Bridge przegrywała 1-3, a Fernando przesiedział na ławce do końca.Piłkarz zdrowy, w kwiecie wieku (za niespełna miesiąc kończy 28 lat), trafił do piekła. Czy bohatera Euro 2008 nie zobaczymy za trzy miesiące na boiskach w Polsce? Hiszpanie liczą, że odbuduje go stary znajomy Rafael Benitez, który ma zastąpić w Chelsea Villasa-Boasa. 20 maja, dzień po finale Champions League "La Roja" zaczyna zgrupowanie przed finałami mistrzostw Europy. Powołania na sparing z Wenezuelą nie dostali też inni mistrzowie świata Pedro Rodriguez z Barcelony i Raul Albiol z Real Madryt. Ich nieobecność w kadrze nie szokuje jednak aż tak, jak Torresa. Ponieważ nikt nie zna prawdziwych przyczyn upadku "Dzieciaka", nastąpił on nagle, "z niczego", tak naiwnie można śnić, że nagle i z niczego przyjdzie zmartwychwstanie. Trzeba się będzie jednak obudzić najdalej za trzy miesiące.