Po ponad roku od sromotnej porażki z Hiszpanią (0-6), dostajemy nauczkę od innej potęgi piłkarskiej - Italii (0-2). Co, poza porażkami, łączy te mecze? W obu Franz Smuda postanowił złapać rywala za grdykę wysokim pressingiem. Miejmy nadzieję, że wyleczył się już na dobre z tej taktyki. Całe szczęście, że są też pozytywy ostatniego występu Orłów. Jeśli Polska ma zrealizować cel na Euro 2012, nie może stawać do otwartej walki z rywalami, którzy będą mieli w rękach niemal wszystkie atuty piłkarskie (technika, siła fizyczna i ogólna sprawność). "Biało-czerwoni" muszą postawić na spryt, kontry, jakimi razili Niemców. Capello pokazał, jak radzić sobie z faworytem Skomasowana, przemyślana i uważna defensywa przyniosła skutek w sobotę Anglikom, którzy po 31 latach pokonali mistrza świata - Hiszpanię. Maestro Fabio Capello ustawił zespół w systemie 1-4-5-1, przy czym 10 zajmujących się głównie działaniami destrukcyjnymi piłkarzy grało bardzo blisko siebie, a Bent był ustawiony daleko, na połowie rywala i tam polował na piłkarskie ochłapy. Gdy Hiszpanie naciskali, Anglicy cofali się nawet tuż przed własne pole karne, ale zawsze byli zwarci, dzięki czemu gdy jeden, czy nawet dwóch z nich przegrało drybling, z asekuracją podążali koledzy. Ustawienie Anglii było doskonale widoczne z ujęcia kamery umieszczonej pod dachem stadionu Wembley. Wyglądało to, jak dwie linie zasieków - najpierw czwórka obrońców (Glen Johnson, Lescott, Jagielka, Cole), a 10-15 metrów przed nimi czwórka pomocników (Walcott, Jones, Milner, Lampard), plus nieco wysunięty Scott Parker. Orkiestra Capello nie robiła wiatru - grała pewnie i twardo w obronie, powodując, że to Hiszpanie po meczu musieli sobie powiedzieć: "Za dużo dymu bez ognia". Jeden dobrze rozegrany rzut wolny i dobitka głową Lamparda przyniosła Anglii zwycięstwo, na które czekała od 1980 roku, gdy pokonała ówczesnych mistrzów świata - Argentynę. Niespełnione trzy warunki Wróćmy jeszcze do grających bez Orła Białego na koszulce Orłów Franza Smudy. Spotkanie z Italią dowiodło, że do uniknięcia porażki z mocarstwami, potrzebujemy interwencji na światowym poziomie bramkarza, ponadprzeciętnej skuteczności pod bramką rywala i najważniejszego - waleczności całego zespołu przez 90 minut. W piątek we Wrocławiu zabrakło wszystkiego po trochu. Przy golu na 1-0 zaspali Ludovic Obraniak (strata) i Wojtek Szęsny (zbyt daleko wyszedł z bramki). - Ten błąd Szczęsnego spowodował zabicie entuzjazmu w grze naszego zespołu - trafnie zauważył Zibi Boniek. Pytanie jednak, dlaczego 11 dorosłych facetów, plus zmiennicy, na stratę bramki reaguje, jakby im ktoś odciął prąd? Przecież powinno być odwrotnie! Utrata gola powinna obudzić w nich zadziorność, złość sportową! Zamiast tego obudziła narzekania na słaby doping. Tych, którym się nie podobał, zapraszam do lektury meczu Anglia - Hiszpania. Na Wembley był piknik, niemrawych i tak okrzyków "England, England!", było jak na lekarstwo. We Wrocławiu nie mieliśmy dopingu marzeń, ale był niezły. Zatrzymajmy się na moment nad niezwykle istotnym elementem, jakim jest skuteczność. W pierwszej pół godzinie meczu z Włochami Polacy byli znacznie groźniejsi, stworzyli trzy dobre sytuacje, a ta Sławomira Peszki powinna się zakończyć golem. Fakt stwarzania zagrożenia dla bramki rywala i to takiego, jak Włochy, a więc mającego żelazną defensywę, jest optymistyczny. Takiej łatwości w forsowaniu defensywy nie miała kadra Leo Beenhakkera, Pawła Janasa, ani Stefana Majewskiego, choć nie brakowało jej ogranych w silnych klubach piłkarzy. Bicie głową w mur "Peszkina" Dochodzenie do sytuacji to jedno, a ich wykorzystywanie to drugie. Dobitnie obrazuje tę prawdę przykład Sławomira Peszki, który jest mistrzem w dochodzeniu do "setek", a jednocześnie przy próbie ich wykorzystania jest bezradny. Sęk w tym, że jeśli ktoś nie potrafi strzelać, to nie pomoże mu ani Franz Smuda, ani trener napastników Tomasz Frankowski, ani nawet obaj razem wzięci. "Peszkin" u Smudy w kadrze zadebiutował już w pierwszym spotkaniu Franza, z Rumunią. Wszedł na ostatnie 10 minut i miał dwie stuprocentowe sytuacje. Gdyby wykorzystał choć jedną, Franz nie zacząłby przygody z kadrą od porażki 0-1. Dalsze przygody Sławomira z reprezentacją wyglądają tak: 90 minut z Kanadą, 58 z Bułgarią, 30 z Finlandią, 76 z Serbią, 77 z Hiszpanią, 12 z Kamerunem, 90 z Ukrainą, 74 z Australią, 45 z Litwą, 76 z Grecją, 30 z Gruzją, 6 z Meksykiem, 64 z Niemcami, 11 z Koreą Południową, 87 z Białorusią i 64 z Włochami. Wnioski? Gry bardzo dużo, sytuacji znakomitych również (oprócz tej z meczu z Włochami, przypomnę trzy razy sam na sam z Timem Wiese w I połowie meczu z Niemcami), ale ANI JEDNEJ BRAMKI! Jak na 892 minuty, czyli bez mała 10 meczów w pełnym wymiarze, naszego eksportowego skrzydłowego, to wynik mizerny. "Peszkin" trafił do siatki Duńczyków występujących w ligowym składzie na Pucharze Króla w Tajlandii (1-3), ale tego spotkania nawet nasi rywale nie uznają za oficjalne. Dziewięciu Orłów Franza zdobyło 23 gole Odkąd kadrę prowadzi Franz Smuda, w meczach, które graliśmy najsilniejszym składem, do siatki rywali trafiali: Robert Lewandowski (8 razy), Jakub Błaszczykowski (6), Ludovic Obraniak (2), Paweł Brożek (2), Maciej Rybus, Ireneusz Jeleń, Adam Matuszczyk, Ebi Smolarek, Adrian Mierzejewski. 23 trafienia w wykonaniu dziewięciu piłkarzy, ale aż 14 goli jest autorstwa duetu Borussii Dortmund - Lewandowski - Błaszczykowski. Co więcej, im bliżej Euro 2012 coraz bardziej jesteśmy uzależnieni od skuteczności Kuby i "Lewego". Ostatnie trzy pozytywne rezultaty (2-0 z Białorusią, 2-2 z Koreą i 2-2 z Niemcami), to zasługa wyłącznie ich goli. Z Włochami obaj zawiedli - Robert nie wykorzystał trzech okazji, a Kuba zmarnował karnego, to i musieliśmy przełknąć zero po stronie zdobyczy bramkowych. Trudno oczekiwać, byśmy się dochowali kolejnego snajpera przed Euro 2012 (zostało tylko 207 dni). Paweł Brożek w Trabzonsporze odgrywa rolę drugoplanową, a nawet rezerwową, Ireneusz Jeleń długo szukał klubu, a gdy już dołączył do Obraniaka w Lille, to gra od święta, zaś gole strzela od jeszcze większego święta. Zresztą niewiele więcej gra Ludo. Ebi Smolarek wypadł z orbity zainteresowań kadry, po tym jak przeniósł się do ligi katarskiej. W Ekstraklasie najwięcej strzelają obcokrajowcy Smuda nie może też liczyć na to, że T-Mobile Ekstraklasa wychowa mu w ciągu najbliższych 200 dni snajpera. W najbogatszych klubach za zdobywanie bramek odpowiedzialni są obcokrajowcy. Dudu Biton i Cwetan Genkow w Wiśle, Danijel Ljuboja i Miroslav Radović w Legii, czy Artjom Rudniew w Lechu. To nie przypadek, że jedynym Polakiem w czołówce tabeli strzelców Ekstraklasy jest trener napastników kadry - Frankowski - ma 9 goli. Będący u progu wielkiej kariery Arkadiusz Piech i Maciej Jankowski z Ruchu mają po pięć trafień. W tej sytuacji, na miejscu PZPN-u na wysoką sumę ubezpieczyłbym nogi "Lewego" i Kuby. Odpukać, ale jeśli któremuś z nich przytrafi się poważniejsza kontuzja - taka, która np. wykluczyła Błaszczykowskiego z Euro 2008 (przynajmniej w opinii Beenhakkera), misja Smudy - wyjście z grupy A, może się okazać niemożliwą w realizacji. Dyskutuj o artykule na blogu Michała Białońskiego Zobacz klasyfikację strzelców T-Mobile Ekstraklasy