- Nie zagraliśmy tak, jak zakładaliśmy. Mieliśmy trzymać piłkę jak najdalej od własnej bramki. Przegraliśmy 1:2 i nie jest łatwo, bo w środę gramy kolejny ważny mecz o punkty. Musimy się szybko pozbierać. Przed nami jeszcze osiem meczów, trzeba zacząć wygrywać - mobilizował zespół. - Nie mieliśmy szczęścia na początku, bo mieliśmy niezłą sytuację, mogliśmy strzelić gola. To się nie powiodło. Potem zagapiliśmy się, rywal zaczął grać kombinacyjnie. I straciliśmy gola. Zmieniliśmy wtedy sposób gry, staraliśmy się wrzucać piłkę za plecy obrońców. Mogliśmy wyrównać, ale się znowu nie udało - kręcił głową. Petr Rada opowiadał też o tym, co działo się po przerwie. - W drugiej połowie chcieliśmy grać do przodu, siąść na Polakach, ale nas zaskoczyła kontra na 2:0. To nam podcięło skrzydła. Dopiero po zmianach, gdy wstawiłem na prawą stronę Libora Sionko, nasza gra się poprawiła. Niestety, kontaktowego gola strzeliliśmy za późno. Nie było czasu na wyrównanie. Tym bardziej, że gospodarze kontrolowali mecz, mieli kilka stałych fragmentów gry pod naszą bramką w końcówce, oddalili zagrożenie - opowiadał Rada. - Przegraliśmy na wyjeździe, wracamy z zerowym dorobkiem punktowym. Smutne to, ale jest jeszcze trochę meczów na odrobienie strat. Nie ma się co załamywać - namawiał. - Czy najsłabszą formacją była druga linia? Faktycznie ci dwaj środkowi pomocnicy nie mieli lekko. Polska grała z jednym wysuniętym napastnikiem, zagęściła drugą linię, więc nasi stoperzy mieli wychodzić wyżej, żeby wspomagać pomocników. Różnie to wychodziło. Czy to wszystko na co stać obecny skład Czechów? Na pewno stać ich na więcej. Ten zespół przegrywał zbyt dużo długich podań. Tak się nie da grać - stwierdził Rada. Michał Białoński, Chorzów