Jesteś bardzo koleżeński. Mogłeś samotnie wykończyć akcję i strzelić na 4-0, ale wybrałeś podanie do kolegi zarówno z reprezentacji, jak i z Chelsea - Juana Maty. Gdybyś sam strzelił, w klasyfikacji strzelców wyprzedziłbyś konkurentów na Euro 2012. Fernando Torres: - Nasz wynik, to efekt pracy całej ekipy, nie tylko mojej. To, że udało mi się wcześniej zdobyć bramkę na 3-0, było wynikiem świetnego podania Xaviego. Włosi byli bardzo zmęczeni, widać to było po kontuzjach, jakim ulegali. Czy to było kluczowe do odniesienia zwycięstwa? - Turnieje takie jak mistrzostwa Europy to długie i wyczerpujące imprezy, do których trzeba się przygotować od strony fizycznej najlepiej jak się da. Faktycznie, Włosi z powodu kontuzji Motty grali w osłabieniu, więc gdy ja wchodziłem na boisko, miałem wymarzoną sytuację, którą wykorzystałem. Spodziewaliście się, że finałowe spotkanie tak bardzo będzie się różniło od tego w grupie między wami a Italią? - Faktycznie, poza paroma początkowymi minutami przejęliśmy kontrolę nad wydarzeniami na boisku, a nasza przewaga jeszcze bardziej wzrosła po kontuzji Motty. Ale nie mieliśmy na to wpływu, nie mogliśmy przecież też zdjąć jednego gracza, żeby wyrównać siły na murawie. Mieliśmy wiele okazji, graliśmy pewnie, dokładnie, z zaufaniem we własne umiejętności. Kontry Silvy czy moje, zaczynane przez Xaviego były naszą najgroźniejszą bronią. Jako zespół zagraliśmy doskonałe spotkanie i ja nie narzekam, że nie znalazłem się w pierwszym składzie. Najlepszym graczem tego spotkania uznano Iniestę. Zgadzasz się z tym wyborem? - Oczywiście, że tak. Miał dziś kilka doskonałych podań, miał też swoje szanse na zdobycie gola, szkoda tylko że nie zakończył tego turnieju z chociaż jednym golem. W naszej drużynie mamy jednak więcej graczy, którzy również zasłużyli na indywidualne wyróżnienia, ale wiadomo, że nie można graczami meczu zrobić wszystkich (śmiech). Euro 2012 dobiegło końca. To były dla Ciebie szalone dni? - To był dla nas bardzo trudny tydzień. Oprócz ciężkiego pojedynku z Portugalią, namęczyliśmy się w podróżach. To przełożyło się potem na naszą grę, która nie wyglądała tak dobrze, jak jeszcze na początku turnieju. Ale wiadomo, mam na szyi zloty medal, nie powinienem narzekać. Zakończony właśnie sezon nie był dla Ciebie łatwy. Wielu mówiło, że to dla Ciebie jeden z najgorszych sezonów w historii, a tymczasem zamknąłeś w spektakularny sposób usta wszystkim krytykom. - Faktycznie, to był dla mnie trudny rok. Daleki byłem od wielkiej formy, a do tego doszły jeszcze problemy rodzinne, wiele spraw się nagromadziło. Jednak im bliżej było końca sezonu, tym lepsze wyniki się pojawiły, a wraz z nimi wszystko zaczęło się lepiej układać. Wygrana w Lidze Mistrzów, wygrana na Euro... Szczęściarz ze mnie i cieszy mnie każdy z tych triumfów. Z Kijowa Michał Białoński, Konrad Kaźmierczak