- Na pewno przeciwko Francji reprezentacja grała dużo lepiej, niż chociażby w wygranym pojedynku z Argentyną. Zawodnikom nie można było odmówić chęci do walki i zaangażowania w grę. W drugiej połowie był moment, że Francuzi, których piłka bardziej słuchała, osiągnęli dużą przewagę i pokazali, że w naszej grze są jeszcze braki i niedociągnięcia, nad którymi trzeba pracować. Jak się chce, to do każdego elementu można się doczepić. Generalnie nie wyglądało to jednak bardzo źle. Nie ma tragedii - powiedział Kłos. Jego zdaniem, podopieczni trenera Franciszka Smudy z "Trójkolorowymi", zwłaszcza w drugiej połowie, mieli zbyt dużo niecelnych podań. 69-krotny reprezentant kraju zwrócił też uwagę, że jego młodsi koledzy wyprowadzając akcje ofensywne robili to zbyt małą liczbą zawodników. Oceniając straconego gola, powiedział, że Tomasz Jodłowiec na pewno nie chciał skierować piłki do własnej bramki, choć "interweniował w niekonwencjonalny sposób". - Na boisku w ułamku sekundy trzeba podjąć decyzję, jednak oglądając tego gola trudno oprzeć się wrażeniu, że Jodłowiec mógł jednak swobodnie lewą nogą wybić piłkę - powiedział Kłos. Dodał, że nie należy przywiązywać zbyt wielkiej wagi do tego, że przeciwko Polsce nie wystąpiły największe gwiazdy francuskiej ekipy. - Ich zastępcy mieli z pewnością dużą motywację do gry, bo też chcą wywalczyć miejsce w reprezentacji - powiedział Kłos. Według niego, po czwartkowym meczu z nieco większym niż dotychczas optymizmem i nadzieją można patrzeć na przyszłość kadry oraz ostatni etap przygotowań do przyszłorocznych mistrzostw Europy.