Zachłyśnięci radością po wynikach kijowskiego losowania, powinniśmy zdać sobie sprawę, że podobna euforia wybuchła w Grecji, Rosji i Czechach. Zespoły z grupy A mogą się dziś czuć jak paczka szczęściarzy, z których jednak tylko dwóch będzie świętowało na serio w końcówce czerwca 2012. Gdyby czysto teoretycznie wybrać z szesnastki finalistów pięć najsłabszych drużyn, cztery z nich to byłaby Polska i jej rywale (piąta zapewne Irlandia). Grupa A jest wyjątkowa choćby dlatego, że nie ma w niej ani jednego zespołu, który zdobywał mistrzostwo świata i należy do futbolowych mocarstw. W grupach C i D znalazły się po dwie takie drużyny. "Mamy karnego, musimy tylko go wykorzystać" - wizyta Jerzego Engela w TVP podczas losowania przypomniała mi zdanie, które zrobiło furorę 10 lat temu. Ex-selekcjoner wypowiedział je po tym jak w finałach MŚ 2002 jego drużyna trafiła do grupy z Koreą Płd, Portugalią i USA. Pół roku później okazało się, że radość po losowaniu była nieuzasadniona, a efektowne stwierdzenie Engela nadawało się na niematerialny eksponat do muzeum buty narodowej. Historia nie musi się powtórzyć, ale dobrze, by Polak był mądrzejszy po szkodzie, a nie przed nią i po niej głupi. Losowanie jest fenomenalne, ale drużyna Franciszka Smudy i tak musi wznieść się na wyżyny, by wykorzystać uśmiech fortuny. Ostatnie 25 lat w historii polskiej piłki było właściwie niekończącym się pasmem nieszczęść drużyny narodowej. Nasz futbol upadł tak nisko, że poczucie wyższości wobec kogokolwiek, może być traktowane wyłącznie, jako objaw chorobowy. Niezmiennie w nią jednak popadamy. 15 lat oczekiwania na awans polskiego klubu do Champions League nie nauczyło nas pokory: natychmiast uznaliśmy Wisłę Kraków za faworyta, kiedy tylko trafiła w eliminacjach na zespół z Cypru. I nagle przekonaliśmy się, że nawet maleńka, upalna wyspa, na którą jeszcze tak niedawno nasi piłkarze wyjeżdżali dorabiać do emerytury, jest w futbolowej hierarchii wyżej od Polski. Nie znaczy to, że drużynie Franciszka Smudy zalecałbym pielgrzymkę na Jasną Górę, lub samobiczowanie. Raczej harówę i stuprocentową koncentrację. Reprezentacja Polski nie jest na tyle mocna, by na jakiegokolwiek z rywali patrzeć z góry. Grecy, Czesi i Rosjanie dokonali w ostatnich 25 latach znacznie więcej. Pierwsi są mistrzami Europy z 2004 roku, drudzy wicemistrzami z 1996, trzeci półfinalistami ostatniej edycji. Oczywiście mogło być tylko gorzej. Z drugiego koszyka ominęli naszych graczy Niemcy, Anglicy i Włosi, którzy w sumie zdobywali mistrzostwo świata 8 razy i cztery razy mistrzostwo Europy. W tym sensie losowanie było doskonałe, ale nic więcej. Nie docenianie rywali z grypy A graniczyłoby z piłkarskim samobójstwem. Dopiero dziś drużyna Smudy ma tak naprawdę na Euro 2012 coś do stracenia, gdyby wpadła na Niemców, Francuzów i Portugalczyków miałaby chociaż mocne alibi. Wyniki sondażu w Interii wskazują jednak, że szczęśliwy wyrok losu nie sprawił, by kibice potracili głowy. Są świadomi, iż drużyna Smudy nie będzie faworytem w grupie A, a 29 proc z nich uznaje, że mimo wszystko nie awansuje do ćwierćfinału. Lepiej cieszyć się z umiarem, niż przyznawać sobie karne i wirtualne przewagi. Euro 2012 to zbyt poważna szansa, by utopić ją w megalomanii. Jedno losowanie, choćby nie wiem jak korzystne, nie uczyniło polskiej piłki lepszą. Szczęście i rozsądek nie wykluczają się wzajemnie. Do sukcesu na Euro 2012 polscy piłkarze i ich trener potrzebują jednego i drugiego. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego