- Na początku spotkania popełniłem błąd, minąłem się z piłką, ale miałem dużo szczęścia, bowiem potem uderzyła mnie w głowę i nie straciliśmy bramki. Zdaję sobie sprawę, że takich pomyłem czeka mnie w życiu jeszcze dużo, oby tylko, tak jak w środowy wieczór, bez poważnych konsekwencji - powiedział 20-letni zawodnik Arsenalu Londyn. - Później cała defensywa grała już bezbłędnie, a wręcz świetnie zaprezentowali się środkowi obrońcy Arek Głowacki i Kamil Glik. W sumie nie pozwoliliśmy Norwegom na stworzenie jakiejś sytuacji. I nawet jeśli Johnowi Carewowi nie za bardzo chciało się walczyć, to jednak jest świetnym piłkarzem i obrońcy mogą być szczęśliwi, że udało się im go zatrzymać - dodał Szczęsny. Syn byłego reprezentanta kraju, Macieja Szczęsnego, wrócił do bramki biało-czerwonych po kilkunastomiesięcznej przerwie. Po raz pierwszy zagrał 90 minut. - Cieszę się i z wygranej, i zachowania czystego konta. Nie było łatwo, gdyż w drugiej połowie tak naprawdę tylko się broniliśmy - przyznał. Ze strony Norwegów największe zagrożenie stwarzał lewy obrońca Romy John Arne Riise, m.in. w 61. minucie mocnym uderzeniem próbował zaskoczyć Szczęsnego. - Piłka leciała na dobrej wysokości, cały czas ją widziałem, nikt mi jej nie zasłaniał. Ale poczułem jej siłę, najważniejsze, że obroniłem strzał. Tak naprawdę to on efektownie wyglądał chyba tylko z trybun - stwierdził Szczęsny. Z Faro - Radosław Gielo