Całe wczorajsze popołudnie na czołówkach wydań internetowych madryckich dzienników "Marca" i "As" można było oglądać polską twarz. I nie był to Jerzy Dudek. Oba dzienniki cytowały kanał "La Sexta", który podał, że nowym prawym obrońcą "Królewskich" może być reprezentant Polski Łukasz Piszczek, a potem "As" doniósł nawet, iż negocjacje z Borussią Dortmud trwają od tygodnia, a cena wynosi 10 mln euro. Trudno ocenić, ile jest w tym prawdy, jedno nie podlega dyskusji. Priorytetem Jose Mourinha na sezon 2012/2013, w którym Real ma wreszcie wygrać Ligę Mistrzów, jest zatrudnienie prawego obrońcy. Cicha wojna Ramosa Do niedawna temat nie istniał. Pozycja Sergia Ramosa była tak niepodważalna, że sprowadzony z Liverpoolu Alvaro Arbeloa większość czasu spędzał na ławce. Ale od chwili zdobycia tytułu mistrza świata w RPA, Ramos prowadził cichą wojnę z Jose Mourinhem, chcąc przekonać Portugalczyka, że dorósł do roli stopera. Aby grać w środku obrony, trzeba było "wygryźć" z podstawowej jedenastki ulubieńca trenera Ricarda Carvalho. Ramos walczył półtora roku, jesienią 2011 tego dokonał, z pomocą kontuzji sędziwego przybysza z Chelsea. Raphael Varane w wyścigu udziału właściwie nie brał, jest za młody na partnera Pepe. Jesienią, w królewskim zespole, zaczęła się rywalizacja o miejsce opuszczonego przez Ramosa. Mourinho próbował tam aż ośmiu graczy. W sparingu z Herthą wystąpił Varane przekonując jednak trenera Realu, że nadaje się wyłącznie do roli środkowego obrońcy. W ligowym pojedynku z Barceloną na Santiago Bernabeu Mourinho przeniósł na prawą stronę Fabia Coentrao, a w pojedynkach o Puchar Króla wystawiał tam Lassa i Altintopa. Rywalizację wygrał w końcu Arbeloa, ale w ostatnim ligowym spotkaniu z Granadą na prawej obronie zagrał nawet Raul Albiol. To dowodzi, że na tej pozycji odbywała się wielka improwizacja, której Mou musi położyć kres w przyszłym sezonie. Tak jak na lewym skrzydle są Marcelo i Coentrao, tak po przeciwnej ktoś musi pomóc Arbeloi, lub wręcz zdecydowanie wygrać z nim walkę o podstawowy skład. Wiadomo, że Barcelona nie sprzeda "Królewskim" Daniego Alvesa, tymczasem Łukasz Piszczek, ze swoimi 4 golami i 7 asystami w Bundeslidze wyrasta na gwiazdę na swojej pozycji. Jego nazwisko w kontekście potrzeb Realu pojawić się więc musiało. Real stać na Piszczka Nie ma dyskusji, czy Real stać na Polaka, skoro latem "Mou" wydał 30 mln euro na Coentrao. Każdy klub sprzeda za taką kwotę bocznego obrońcę. Piszczek jest rozwojowy, ma 26 lat, za sobą drugi wspaniały sezon, a więc trudno mówić, że zawdzięcza swoją pozycję jakiemuś wyskokowi. Hiszpanie są zafascynowani grą Polaka w ofensywie. Przypominają, że był kiedyś napastnikiem i skrzydłowym, więc ze strzelaniem bramek jest oswojony. Tak jak Marcelo i Ramos, którzy zdobyli w tym sezonie po trzy gole w Primera Division. Tymczasem Arbeloa nie trafił do siatki ani razu. Przed chwilą siłę odradzającej się Bundesligi Real poczuł na własnej skórze, Bayern pozbawił go wielkiego marzenia o triumfie w Lidze Mistrzów. A przecież Bawarczycy nie oddadzą Philippa Lahma, zresztą Niemiec zbliża się do trzydziestki. Ktoś wpadł więc na logiczny pomysł, by podsunąć Realowi nazwisko obrońcy, który w rozgrywkach ligi niemieckiej bił kapitana Bayernu na głowę. Oczywiście kandydatów do gry w Realu będzie kilku. Powstaje też pytanie: czy Polak, który w Borussii jest nietykalny, powinien ruszać na podbój Madrytu? A może czeka go to, co niedawnego kolegę z Dortmundu Nuriego Sahina? W Realu młody pomocnik wystąpił w zaledwie czterech ligowych meczach. Konkurencja dla Piszczka byłaby jednak znacznie mniejsza. Arbeloa to bardzo solidny obrońca, ale nie orzeł. Polak musiałby postawić sobie pytanie: czy ma ochotę na naprawdę wielkie wyzwanie, czy raczej zadowala się utrzymaniem tego, co już zdobył? Real Madryt to nie to samo, co zainteresowane nim Inter, czy Roma poszukujące dróg wyjścia z kryzysu. Pod wodzą Mourinha jeden z największych klubów w historii piłki, jest o krok od odzyskania blasku sprzed lat. Wyzwanie wydaje się fascynujące, jeśli tylko Piszczek ma na nie ochotę. To byłby "krok na Księżyc" dla kogoś, kto dwa lata temu spadł z Bundesligi z Herthą Berlin. Największe wyzwanie? Piszczek czuje się w Dortmundzie szczęśliwy. Zdobył dwa tytuły mistrza Niemiec i status gwiazdy Bundesligi, o którym mógł tylko pomarzyć w Berlinie. Przed rokiem przedłużył kontrakt do 2016 roku, zarabia teraz bardzo dobrze. Może jednak nadszedł czas na wyzwanie największe? W tym sezonie Borussia nie wyszła z grupy w Champions League, Real otarł się o finał na Allianz Arena. W Dortmundzie z przeciętniaka Piszczek stał się graczem klasy europejskiej, Madryt dałby mu jednak szansę na wielkość. Prawy obrońca zaskoczyłby nas wszystkich jeszcze raz. Cała Polska myślała przecież o wielkim klubie dla Roberta Lewandowskiego. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division