"Byłem zbawcą narodu w trudnych chwilach" - powiedział kiedyś Zbigniew Boniek. Miał na myśli Mundial w 1982 roku, na którym Biało-czerwoni zajęli trzecie miejsce. Zajęli w wielkim stopniu także dzięki Włodzimierzowi Smolarkowi, który również mógł śmiało o sobie powiedzieć, że był "zbawcą narodu", tyle że nie był tak błyskotliwy w opowieściach jak "Zibi"... Włodzimierz Smolarek był ulubionym piłkarzem Antoniego Piechniczka. Wówczas za lepszego skrzydłowego uchodził Mirosław Okoński, ale to Smolarek zawsze dawał z siebie wszystko. To Smolarek walczył od pierwszej do ostatniej minuty - o każdą piłkę. W dodatku strzelał ważne gole dla reprezentacji, gole na miarę wielkich sukcesów. Piechniczek miał nosa faworyzując Smolarka. W eliminacjach Mundialu 1982 roku walczyliśmy z NRD. To Włodek w Lipsku wbił im dwa gole, przesądzając o awansie. W jakim stylu wbił! Po rajdach przez pół boiska! W samej Hiszpanii najpierw była mordęga - bezbramkowe remisy z Włochami i Kamerunem. W trzecim meczu grupowym, decydującym o awansie w pierwszej połowie Boniek strzelił gola na 1:0, ale sędzie nie uznał tej bramki, uważając że w akcji brał udział Smolarek, który był na spalonym. Polacy grali jednak z sercem, a Smolarek przechodził sam siebie. Wreszcie po podaniu Janusza Kupcewicza wbiegł z piłką przy nodze w pole karne i otworzył wynik. Na koniec przyszło oszałamiające zwycięstwo 5:1. W drugiej fazie turnieju - w pierwszym meczu z Belgią było efektowne 3:0 po golach Bońka. Sowieci wygrali z "Czerwonymi Diabłami" tylko 1:0. Nam w bezpośrednim starciu z zawodnikami ze znienawidzonym napisem "CCCP" na koszulkach wystarczał remis. I znowu można było liczyć na Smolarka, który toczył nieprawdopodobne boje. Ich symbolem była końcówka na Camp Nou w Barcelonie, gdy Włodek utrzymywał piłkę atakowany przez dwóch-trzech rywali przy narożniku ich boiska. Po latach rozmawiałem z Piechniczkiem w jego ukochanej Wiśle. Wybitny selekcjoner wspominał: "W 1982 roku radość z naszych sukcesów była niesamowita. Bezbramkowy remis z ZSRR, oznaczający awans do półfinału, to było coś wielkiego, co radowało serca rodaków. Na pewno w mojej drużynie było mniej legendarnych piłkarzy, niż w zespole Kazimierza Górskiego, chociaż poczesne miejsce w historii mają Boniek, Młynarczyk, Buncol, czy Smolarek. Dla mnie Włodek Smolarek nie jest gorszym lewoskrzydłowym niż Robert Gadocha". Smolarek pomógł nam również w eliminacjach Mundialu 1986 roku. Symbolem był 60-metrowy rajd w Atenach z Grecją, który pozwolił otworzyć wynik spotkania. To Smolarek na mistrzostwach świata w Meksyku strzelił jedyną bramkę dla Biało-czerwonych w zwycięskim starciu z Portugalią. Przez szesnaście długich lat to było nasza ostatnia bramka w finałach MŚ! Dopiero w Korei Emmanuel Olisadebe z Białym Orłem na piersi ponownie pokonał bramkarza rywali w najważniejszym turnieju piłkarskim świata. Po Mundialu mógł wyjechać, aby zarabiać na Zachodzie. Trafił do Bundesligi - do Eintrachtu Frankfurt. Później był Feyenoord Rotterdam, Utrecht. Reprezentacji przydał się jeszcze w 1992 roku w eliminacjach World Cup'94, gdy selekcjonerem był Andrzej Strejlau. Wszedł na zmianę mając 35 lat. W swoim stylu znalazł się sam przed bramkarzem rywali, choć tym razem zmarnował sytuację... W tamtych czasach piłkarze - nawet z pierwszych stron gazet - nie zarabiali takich pieniędzy, które pozwalały się ustawić do końca życia. Stąd szukał pracy - najpierw w Holandii. A później usilnie chciał pracować w polskiej piłce. "Chcę prowadzić młodzieżówkę" - mówił do dziennikarzy. Ciągle dzwonił, aby się przypominać. Przez lata prezes PZPN Michał Listkiewicz stawił na innych. Ostatnio rękę podał mu jego przyjaciel z boiska, a dziś prezes PZPN Grzegorz Lato. Nadzorował w związku szkolenie młodzieży. Czy był skryty? Na pewno nie palił się do opowieści, raczej wolał zażartować. Zbyszek Boniek opowiadał mi kiedyś, że był niesamowicie lojalny. "Zibi" wspomina: "Był taki mecz Widzewa, że większość piłkarzy chciała odpuścić. Powiedziałem, że nie ma mowy i namówiłem Włodka, abyśmy się postawili. Ustawiłem się przed naszym bramkarzem i wszystkie piłki wybijałem do Smolarka, który biegał, jak szalony. Po kilku minutach grało już z nami kilku kolegów, a po następnych kilkunastu już cały zespół". Dziś gra już u Pana Boga. Cześć Jego Pamięci!Autor jest komentatorem Polsatu Sport Jeszcze więcej informacji i komentarzy na blogu "...A bramki są dwie" Romana Kołtonia