Rząsę wiadomość o śmierci Smolarka dopadła na lotnisku. - Wysiadłem z samolotu i z mediów dowiedziałem się o tym przykrym fakcie. Ja osobiście Włodzia poznałem po przyjściu do Feyenoordu Rotterdam w 1999 roku. Był tam człowiekiem-instytucją. Znany jednocześnie jako niesamowity piłkarz, a także trener-koordynator. Dla każdego miał serce, czas i uśmiech - wspomina dyrektor reprezentacji Polski. Smolarek przy De Kuip opiekował się nie tylko nim, ale także pozostałymi polskimi piłkarzami grającymi dla Feyenoodru.- Byłem tam ja, Jurek Dudek, Zbyszek Małkowski, a na końcu również i Euzebiusz Smolarek. Ebiemu pomagałem wdrażać się do pierwszej drużyny, gdy przeszedł do nas z młodzików. Włodek nie forował swojego syna. Był dla niego surowym nauczycielem, ale jak widać wyszło mu to na dobre, bo zrobił potem karierę - opowiada 39-letni były obrońca Feyenoordu i dodaje, że w młodości Włodzimierz Smolarek był tym, którego grę podglądał w telewizji.- Miałem przyjemność oglądać jego popisy na ekranie. Dobrze pamiętam zwłaszcza mundial z 1982 roku. Jakim piłkarzem był? Powiem tak: nieraz na zgrupowaniach kadry żartowaliśmy z Jackiem Krzynówkiem, że takiego poziomu jak Włodziu nie osiągniemy nigdy. To na zawsze pozostanie już tylko w sferze naszych marzeń. Włodziu zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko - podkreśla Tomasz Rząsa.