- Nie jestem zaskoczony, spodziewałem się, że wygramy ten mecz. Wiedziałem, że Polacy mogą sobie nie poradzić, bo w ostatnich latach nie grali takich meczów jak my - meczów o wszystko, na śmierć i życie. Ponad dwa lata bez meczów o stawkę, tylko towarzyskie spotkania, a w tym samym czasie my graliśmy mnóstwo spotkań, w których wszystko musieliśmy postawić na jedną kartę - zwycięstwo. Dzięki takim doświadczeniom wychodząc na drugą połowę byliśmy spokojni, pewni siebie - powiedział Rosicky.Czy zmiana taktyki miała związek z tym, że Grecy strzelili gola Rosji, przez co Czesi byli za burtą? - Nie za bardzo. Chcieliśmy skorygować błędy z pierwszej połowy, w której Daniel Kolarz, który grał za mnie wychodził za wysoko i obrońcy nie mogli dostarczyć mu piłki - tłumaczył "Rosa". - W drugiej połowie Daniel ustawiał się głębiej i zaczęliśmy grać płynniej. Mogliście się przekonać, że Daniel jest również świetnym graczem, potrafił utrzymywać się przy piłce i wykorzystywać to, że polski zespół był bardzo nerwowy. Polacy nie za bardzo wiedzieli, w jaki sposób sobie poradzić, gdy musieli coś zrobić. Pomocnika Arsenalu nie zdziwiły też sytuacje, jakie Orły wypracowały w pierwszym kwadransie. - Polacy musieli wygrać, więc spodziewaliśmy się, że zrobią wszystko, aby strzelić gola. Mieli sporo sytuacji do strzelenia gola, ale później wzięło górę nasze doświadczenie, jakie wynieśliśmy z meczów kwalifikacyjnych - twierdzi Tomasz. Jak to się stało, że Czesi wygrali grupę, choć w pierwszym meczu rozbili ich Rosjanie 4-1? - W krytycznych sytuacjach musisz zachowywać spokój. Wiedzieliśmy, że to tylko pierwszy mecz i jeszcze wszystko możemy odmienić. Wiedzieliśmy to właśnie z kwalifikacji. Reprezentacja Czech to grupa spokojnych, nie wpadających w panikę ludzi, a jej serce, to doświadczeni zawodnicy. To były nasze atuty w drugim i trzecim meczu grupy A - analizuje Rosicky. Dodał też, że jest mu wszystko jedno, z kim jego ekipa zagra w Warszawie w walce o półfinał. - Niestety, mój udział w ćwierćfinale jest wątpliwy. Kontuzja ścięgna Achillesa może go uniemożliwić - obawia się Tomasz. Michał Białoński, Korespondencja z Wrocławia