Dały się panu we znaki trudy tego sezonu? Przemysław Tytoń: Wszystko jest w porządku. Na szczęście nie narzekam na żadne kontuzje i nawet w najmniejszym procencie nie jestem zmęczony ligowymi rozgrywkami. Jestem gotowy i głodny gry. Tak naprawdę zagrałem tylko 18 meczów w tym sezonie, dlatego nie mam prawa być zmęczony. Już w swoim trzecim meczu w barwach PSV Eindhoven doznał pan poważnej kontuzji głowy. Czy w psychice nie ma już śladu po tym urazie? - Nie chcę już rozmawiać na ten temat. Kiedy to było, bo już nawet nie pamiętam? 18 września. - No właśnie. Od tamtej pory minęło już dużo czasu i teraz kompletnie ucinam rozmowy na ten temat. Czy mimo tego urazu ten sezon może pan zaliczyć do udanych? - Myślę, że tak. Przecież był to mój pierwszy sezon w tym klubie. Może początek nie był taki jak sobie wymarzyłem, ale końcówkę rozgrywek na pewno mogę zaliczyć do udanych. To dobry punkt wyjściowy przed kolejnym sezonem. Szybko wywalczył pan sobie miejsce w podstawowym składzie. - W Holandii miałem już wyrobioną markę i w Eindhoven wiedzieli na co mnie stać. Sprowadzając mnie do klubu, kupowali bramkarza, który od razu miał stanąć między słupkami, a nie takiego, który ma być gotowy dopiero za jakiś czas. Właśnie z taką myślą przechodziłem z Rody Kerkrade. Czy rozmawiał już pan z trenerem Franciszkiem Smudą, jaka jest pańska rola w reprezentacji Polski? - Nie rozmawiałem jeszcze o tym ze szkoleniowcem. Wszyscy wspólnie rozpoczynamy ostateczne przygotowania do Euro i każdy będzie walczył o miejsce w składzie. Nie przyjechałem do Lienz, aby pomieszkać sobie tylko w komfortowych warunkach. Zamierzam walczyć o miejsce w bramce i tylko to mnie interesuje. Jeżeli z góry byłbym przygotowany na to, że jestem bramkarzem numer dwa czy trzy, to mój przyjazd na to zgrupowanie nie miałby sensu. Przyjechałem tutaj, aby trener Smuda miał ból głowy kogo wybrać. Na tym bardzo mi zależy. Jerzy Dudek powiedział, że wspólnie ze Szczęsnym i Łukaszem Fabiańskim tworzycie trzyosobowy zespół, który w reprezentacji świetnie się uzupełnia. - Szczerze mówiąc po raz pierwszy będę na zgrupowaniu kadry wspólnie z Wojtkiem i Łukaszem. Z obydwoma miałem okazję trenować oddzielnie, ale nigdy jeszcze jednocześnie. Mamy ze sobą dobry kontakt. Wszystko jednak musi być podporządkowane dobru reprezentacji, aby wspólnie osiągnąć sukces. To na pewno bowiem nie będą mistrzostwa indywidualności. We wcześniejszych ważnych imprezach w polskim zespole to właśnie bramkarze odgrywali kluczowe role. Czy jest szansa, aby tego uniknąć na Euro? - Życzyłbym sobie, aby to już się nie powtórzyło i żeby któryś z chłopaków z pola został zapamiętany z tych mistrzostw jako ta osoba, która da nam awans. Dla mnie nie ma znaczenia, że nie będzie to bramkarz, jeśli jako zespół będziemy po tym turnieju zadowoleni. To już końcowy etap przygotowań do Euro. Czy w związku z tym czuć coraz większą presję? - Nie. Jak na razie, jestem totalnie wyluzowany. Awans z grupy będzie dla naszej reprezentacji sukcesem czy to raczej plan minimum? - Nie powinniśmy tego rozpatrywać w takich kategoriach. Każdy kolejny mecz będzie dla nas wyzwaniem. Z każdym z trzech grupowych rywali musimy zagrać bardzo dobrze, a potem przekonamy się, co będzie później. Jeżeli awansujemy z grupy, to dalej musimy myśleć tylko o kolejnym meczu, a nie rozpatrywać, w której fazie obecnie jesteśmy i gdzie możemy awansować. Musimy podchodzić do tego bez emocji. Kogo w naszej grupie Polacy mogą się najbardziej obawiać? - Ta grupa jest groźna, bo każdy z naszych rywali jest na podobnym poziomie i w zasadzie nikt nie odstaje. Zdajemy sobie sprawę, że piłkarze Rosji, Grecji i Czech również mówią o zwycięstwie nad nami i nastawiają się na awans do kolejnej fazy. Dlatego w każdym meczu w naszej grupie będzie sieczkarnia. Jednak wierzę, że stać nas na sprawienie kilku niespodzianek.