"Reprezentacja nigdy nie będzie dla mnie rozdziałem zamkniętym. Skoro nie chce mnie trener Leo Beenhakker, to może zechce następny. W tej sprawie jestem optymistą. Wierzę, że wrócę do reprezentacji" - mówi "Przeglądowi Sportowemu" Kuszczak. Dementuje też legendy, które narosły wokół niego ostatnimi czasy. Zaprzecza, że domagał się miejsca w pierwszym składzie kadry tylko dlatego, że gra w Manchesterze United. "To nieprawda! Nigdy nic takiego nie mówiłem. Nie jestem dzieciakiem, aby chwalić się gdzie to ja gram. W rozmowie z Beenhakkerem powiedziałem, że nie boję się rywalizacji z żadnym bramkarzem, że nie boję się wyzwań i tyle" - opowiada. "Argument przeciw mojemu powołaniu jest prosty - nie gram w klubie. Nie czarujmy się. Powołania się nie spodziewam. Ale jakieś gierki mnie nie interesują. Patrzę na siebie i trenuję na własne nazwisko. W ogóle wokół mojej osoby w kontekście reprezentacji narosło mnóstwo legend i nieporozumień. Nie mam zamiaru tego roztrząsać. Szkoda czasu" - przyznaje. A na pytanie, czy nie ma ochoty pójść w ślady Artura Wichniarka i zrezygnować z gry w kadrze odpowiada krótko: "Niczego takiego nie zrobię. Ambicja nie pozwala mi odpuścić. Tak samo jak w Manchesterze nie poddam się o walkę o miano bramkarza numer jeden. U mnie poprzeczka jest tak wysoko, że jej prawie nie widzę" - żartuje Tomasz Kuszczak.