Na pierwszej stronie "La Gazzetta dello Sport" zamieszczono wielki tytuł: "Tak to boli", a obok zdjęcie zapłakanego Mario Balotellego. Włosi "padli wyczerpani u stóp Hiszpanii, która pozostaje na tronie jako zachwycająca królowa Europy i świata" - podkreśla się. Wynik 0:4 jest według dziennika "upokarzający", ale "nie może pomniejszyć dumy ze wspaniałego turnieju rozegranego przez Azzurrich". Komentarz na łamach największego sportowego dziennika zaczynają słowa: "Tak jak śpiewa się na stadionie: dzięki, chłopaki. Dzięki, tak czy inaczej. Oczywiście nauczka była bardzo surowa, a dowodzi tego rzeka łez po meczu". Autor artykułu stwierdza: "Potworne hiszpańskie diabły zawsze wiedzą, co zrobić z piłką i jak ukarać grzechy innych. Niczego nam nie oszczędziły". Następnie publicysta sportowej gazety położył nacisk na "skarb", jaki pozostaje włoskim kibicom: "zdziwienie, emocje odkrycia własnej dumy do samego końca, także podczas gry w dziesiątkę i bez grama energii". Według komentatora, z czasem i przy odpowiednim podejściu porażka w finale stanie się znacznie spokojniejszym wspomnieniem przełomu. "Nie przywozimy do domu pucharu, zgadza się. Ale drugie miejsce to o wiele więcej niż nagroda pocieszenia. Zdobyliśmy wielki skarb wiarygodności, sympatii i doświadczenia, który otwiera naszą zniszczoną piłkę na inną przyszłość, nieprzewidywalną" - ocenia "La Gazzetta dello Sport". W komentarzu na jej łamach wyraża się też opinię, że Euro 2012, "naznaczone przez kryzys i spread narzuciło być może zbyt wiele interpretacji geopolitycznych", począwszy od meczu Niemcy - Grecja. W ocenie "La Repubblica" Hiszpanie bardziej niż wygrali, upokorzyli Włochów. "To nie był mecz, ale spektakularna lekcja" - pisze rzymski dziennik. Zwraca uwagę na wielki płacz włoskich piłkarzy, jakim zakończyło się spotkanie w Kijowie. "Szkoda, bo marzenie było obiecujące, tymczasem Azzurri zasnęli i koniec" - podsumowuje gazeta, która nie wyklucza, że być może ogromne oczekiwania "wypuściły powietrze z reprezentacji" i pozbawiły ją sił. Ale przecież, przypomina, na początku tych mistrzostw nikt nie przypuszczał, że włoska piłka - "chora i zaniedbana" zajdzie aż tak daleko. Zdaniem komentatora "Corriere della Sera" nie można tylko rozpaczać, bo jest ważny powód do zadowolenia. "Mamy znów drużynę. Od jutra można zacząć od nowa" - podkreśla. Ekspert piłkarski Mario Sconcerti zauważa: "Może to my prosiliśmy o zbyt dużo, łudziliśmy się, że nasz ostatni hiszpański rywal będzie nudny". "Uważamy jednak, że to był przepiękny miesiąc futbolu" - konstatuje czołowy włoski komentator sportowy.