Tutaj prowadziliśmy relację na żywo z meczu Polska - Niemcy. Zobacz zapis - Kliknij! Po fantastycznej kontrze Jakuba Błaszczykowskiego Dariusz Dudka wpadł w pole karne i przeskakując nad Timem Wiese przewrócił się, ale Robert Lewandowski wpakował piłkę do pustej bramki wprowadzając polskich kibiców do siódmego nieba. Byliśmy w nim przez niespełna kwadrans. Na ziemię sprowadził nas Toni Kroos, który z rzutu karnego trafił w prawy róg. "Jedenastkę" włoski arbiter Daniele Orsato podyktował zbyt pochopnym faulu Arkadiusza Głowackiego na Thomasie Muellerze, który gdyby nawet przedarł się przez nogi naszego stopera, miałby ostry kąt do bramki. "Głowa", za umyślne zagranie ręką 30 metrów od własnej bramki, wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę i w ostatnich ośmiu minutach graliśmy w osłabieniu. Gdy Paweł Brożek, teoretycznie w sytuacji beznadziejnej (bramkarz miał znacznie bliżej do piłki), zdążył wsadzić nogi przed piłkę i Wiese spowodował jego upadek, a Jakub Błaszczykowski wytrzymał presję i z karnego strzelił w prawy róg, wydawało się, że wreszcie pokonamy Niemców. Była przecież 91. minuta! Wtedy jakoś zadźwięczały mi w uszach słowa Leo Beenhakkera, który podkreślał, że pokonania Niemców możesz być pewien dopiero wtedy, gdy po meczu siedzą w autobusie. W tym samym momencie Jakub Wawrzyniak poślizgnął się, Thomas Mueller uciekł mu na prawo i z linii końcowej dograł na nogę Cacau, który z metra wyrównał na 2-2. To było coś niewiarygodnego! Sędzia nawet nie wznawiał gry, tylko od razu odgwizdał koniec! Stadion zamarł i już się nie odezwał. Polscy piłkarze trzymali się za głowy, Franz Smuda się tylko żachnął i schował się w tunelu prowadzącym do szatni. Ewentualna nasza wygrana nie byłaby sprawiedliwą, ale w futbolu wiele takich przecież było. Ten jeden jedyny raz, nawet w meczu towarzyskim nie możemy pokonać zachodnich sąsiadów?! Niemcy od początku zepchnęli do obrony naszych Orłów. Polacy im to ułatwili, gdyż byli zestresowani, jakby grali mecz na inaugurację Euro 2012, a nie spotkanie towarzyskie. Widać, że presja statystyki - 16 meczów bez wygranej z Niemcami - paraliżowała naszych piłkarzy. Na początku spotkania nasi obrońcy momentami zachowywali się, jak śpiący na Giewoncie rycerze. Każdemu z trójki Damien Perquis, Arkadiusz Głowacki, Jakub Wawrzyniak zdarzały się proste błędy, po których Wojciech Szczęsny musiał dokonywać cudów. Bronił strzały z metra swego nowego kolegi klubowego Pera Mertesackera, a także te Lukasa Podolskiego, czy z najbliższej odległości Miroslava Klosego, któremu zatrzymał również dobitkę (42. min)! W I połowie poważnego błędu spośród naszych defensorów nie popełnił tylko Marcin Wasilewski. Debiutujący wśród "Biało-czerwonych" Perquis zaczął koszmarnie, ale później przerwał kilka groźnych akcji rywali, walczył z poświęceniem. I z niedowierzaniem kręcił głową widząc, co wyprawia w bramce Szczęsny. Trema nie sparaliżowała tylko Roberta Lewandowskiego, który schodził po piłkę do drugiej linii, tam się przy niej utrzymywał i raził celnymi podaniami. Po jego akcjach z Jakubem Błaszczykowskim i Adrianem Mierzejewskim Sławomir Peszko trzy razy znalazł się w sytuacji sam na sam z Timem Wiese. Najpierw Wiese obronił (11. min), później "Peszkin" trafił w boczną siatkę (29. min), a tuż przed przerwą, w idealnej sytuacji .... wpadł w golkipera Niemców, obijając się przy okazji! Franz Smuda łapał się za głowę widząc nieporadność piłkarza, któremu w ostatniej chwili dał szansę w wyjściowej "jedenastce". Peszko miał wskoczyć do gry kosztem Adriana Mierzejewskiego, tak nawet wydrukowano to w oficjalnych meczowych składach, ale ostatecznie zastąpił Ludovica Obraniaka. Dla Franciszka Smudy, czyli człowieka, który z Widzewem wchodził do Ligi Mistrzów, a w pucharach fetował sukcesy również z Wisłą i Lechem, był to najważniejszy mecz w życiu. Dla niego Niemcy, to punkt odniesienia w futbolu. Zarówno co do organizacji, jak i szkolenia piłkarzy. To nie przypadek, że z Bundesligi usiłuje wyrwać, co się da. Najpierw był Adam Matuszczyk, później Sebastian Boenisch (obecny na meczu, przechodzi rehabilitację), a ostatnio Eugen Polanski. Wie, że każdy z tych piłkarzy może tylko dodać jakości naszej kadrze. Tymczasem Joachim Loew, zgodnie z zapowiedzią, zmienił skład w porównaniu do spotkania z Austrią, w którym Niemcy zapewnili sobie udział w Euro 2012. Z tamtej "jedenastki" przeciwko Polsce wyszli tylko czterej zawodnicy: Lukas Podolski, Miroslav Klose, Philip Lahm i Toni Kroos. Ale ci, którzy wskoczyli do składu i tak potrafili atakować na poziomie nieosiągalnym dla naszych piłkarzy. Bardzo łatwo dochodzili do sytuacji strzeleckich, po których tylko kunszt i opanowana sztuka latania przez Wojciecha Szczęsnego ratowały naszą ekipę. Jak Wojtek sparował piłkę na poprzeczkę po precyzyjnym strzale Andre Schuerrle (77. min), wie tylko on sam. Gdy spiker czytał nazwiska Niemców, wszyscy byli przeraźliwie wygwizdywani, a najbardziej Miroslav Klose. Owacje pojawiły się tylko przy nazwisku Lukasa Podolskiego, który podkreślał, że przy polskim hymnie serce bije mu mocniej. Na szczęście zdecydowana większość naszych kibiców biła brawa, gdy odgrywano hymn Niemiec. Stadion wypełnił się niemal do ostatniego miejsca, ale kibice nie wspierali Orłów Smudy tak, jak mogli. Brakowało "młyna", który kierowałby dopingiem. Polska - Niemcy 2-2 (0-0) Bramki: 1-0 Lewandowski (55. z podania Dudki), 1-1 Kroos (69. Z karnego po faulu Głowackiego na Muellerze), 2-1 Błaszczykowski (90.+1 z karnego po faulu Wiese na Brożku), 2-2 Cacau (90.+3 z podania Muellera). Polska: Szczęsny - Wasilewski, Perquis (73. Glik), Głowacki, Wawrzyniak - Dudka, Murawski - Błaszczykowski (90.+3 Pawłowski), Mierzejewski (83. Rybus), Peszko (65. Matuszczyk) - Lewandowski (80. Brożek). Niemcy: Wiese - Traesch, Mertesacker, Boateng, Lahm (46. Schmelzer) - Rolfes (77. Bender) - Schuerrle, Goetze, Kroos, Podolski (56. Mueller) - Klose (46. Cacau). Sędziował: Daniele Orsato (Włochy). Żółte kartki: Głowacki oraz Kroos. Czerwona kartka: Głowacki (81. min za drugą żółtą). Widzów: 40 tys. Michał Białoński, Współpraca: Dariusz Wołowski, Roman Kołtoń Korespondencja z Gdańska