"Oczywiście nie zgodziłem się na oficjalną czy nieoficjalną współpracę Leo Beenhakkera z Feyenoordem Rotterdam" - powiedział Lato w "Rzeczpospolitej". "Nie mogłem jednak zabronić trenerowi, żeby odwiedzał swój klub i przy kawce dyskutował o problemach. Przecież ma tam rodzinę, bywa w Rotterdamie, a Feyenoord ma w sercu, tak jak ja mam Stal Mielec" - dodał prezes PZPN. "Reprezentacja Polski to duże wyzwanie, trener musi być na bieżąco z ligowymi rozgrywkami, szukać nowych zawodników. Zawsze przecież może pojawić się jakiś nowy, młody piłkarz. Gdyby reprezentacja przegrała mecz, media natychmiast wypomniałyby mi, że zgodziłem się na współpracę selekcjonera z klubem" - podkreślił sternik polskiego futbolu. Lato stwierdził, że nie ma żalu do Antoniego Piechniczka za to, że przekazał mediom treść rozmowy z Beenhakkerem. "Jako prezes PZPN muszę konsultować się ze współpracownikami, bo to nie jest mój prywatny folwark. To nieprawda, że jestem jedynym zwierzchnikiem Beenhakkera, zatrudnia go zarząd i to zarząd podejmuje decyzje związane z jego pracą w Polsce. Mamy wspólny cel, idziemy w tym samym kierunku, chcemy, żeby drużyna awansowała do mistrzostw świata. Beenhakkera nie będę zwalniał, nie będą go też zwalniać dziennikarze" - zakończył Lato.