- Jestem entuzjastą wszystkich dobrych rzeczy, jakie dzieją się w kraju, a Euro 2012 takie było. Piękne wydarzenie, dobrze zorganizowane, stojące na wysokim poziomie. Kibice byli bardzo zadowoleni wyjeżdżając z Polski. I to jest powód do dumy - powiedział czterokrotny laureat "Złotego Pióra" (1966, 1969, 1975, 1981). Zaznaczył jednak, że nie wszystko poszło idealnie. Według niego zbyt duże nadzieje wiązano z występem polskich piłkarzy, którzy zajmowali najniższe miejsce w rankingu FIFA ze wszystkich uczestników Euro 2012. Jego zdaniem za taką sytuację w dużym stopniu odpowiadają media. - Dzielono skórę na niedźwiedziu, mówiono, że zespół wyjdzie z dość łatwej - w porównaniu z innymi - grupy, analizowano nawet z kim zagra w ćwierćfinale. Niepotrzebnie nadmuchano ten balon, chciano za dużo od zawodników wymagać. Kibice śpiewali wprawdzie nic się nie stało, jednak to nieprawda. Stało się, bo mówiliśmy na ten temat nie tak jak trzeba - ocenił. Pochodzący z Łodzi dziennikarz sportowy ma złe przeczucie przed rozpoczynającymi się 27 lipca w Londynie igrzyskami. Nie spodziewa się znaczących sukcesów reprezentantów Polski. Przypuszcza, że mogą zdobyć mniej medali niż się powszechnie prognozuje, a najczęściej mówi się o co najmniej dziesięciu. - Od olimpiady w Rzymie w 1960 roku zaczęliśmy się liczyć w świecie, wspinaliśmy się z każdym rokiem coraz wyżej. Obecnie jesteśmy w odwrocie. Z roku na rok jest wyraźnie mniej tak zwanych pewniaków, kandydatów do medali. Boję się, że po Londynie pójdziemy mocno w dół - powiedział Tuszyński, który był sprawozdawcą ośmiu igrzysk zimowych i letnich: Innsbruck 1964, Grenoble i Meksyk 1968, Monachium 1972, Innsbruck i Montreal 1976, oraz Lake Placid i Moskwa 1980. Jako jedną z przyczyn takiej sytuacji dwukrotny laureat Złotego Wawrzynu Olimpijskiego (1994, 2000) uważa złe zarządzanie sportem. Jego zdaniem w kraju jest wielu profesjonalistów, którzy w większości, z różnych przyczyn, nie są odpowiednio lub wcale wykorzystywani. Ma jednak nadzieję, że to się zmieni. Tuszyński w niezwykle barwny sposób relacjonował wiele wydarzeń sportowych. Zasłynął przede wszystkim z tras Wyścigu Pokoju. Pierwszą transmisję prowadził w 1955 roku, przy ostatniej pracował w 1980. - Całe życie poświęciłem, aby promować i rozwijać kolarstwo w kraju; to było moje dziecko. Zniszczono jednak tę dyscyplinę. Teraz wszystko jest nie tak, nie mam się z czego cieszyć. Ale... Musi się dać to naprawić. Mamy zdolną młodzież, trzeba to jeszcze jakoś dobrze zorganizować, poukładać - zaznaczył. Zdaniem dziennikarza, do upadku w Polsce kolarstwa, które rozwinęło się głównie dzięki Wyścigowi Pokoju, przyczyniła się zmiana ustroju politycznego. - Mówiłem, że jak zlikwidujemy tę dyscyplinę na wsi, w tym kluby przy gminnych spółdzielniach, to zniszczymy ją. Kiedyś mieliśmy znakomitych zawodników, reprezentację i fantastyczną atmosferę. Teraz praktycznie nie mamy w Polsce kolarstwa. Nie da się interesować sportową rywalizacją, jak nie ma w niej biało-czerwonych. Brakuje ich w roli głównych aktorów na szosie - dodał ze smutkiem. Tuszyński spędził w Polskim Radiu prawie 30 lat (1953-1981) i jak każdemu prowadzącemu relacje na żywo, zdarzały mu się różne zabawne sytuacje czy też drobne wpadki. - W radiu nie ma stylistów, więc takie rzeczy zdarzają się dość często. Ja też kilka miałem. Czasem zdarzyło mi się wybuchnąć za mocno i powiedzieć wtedy coś brzydkiego. Podczas Wyścigu Pokoju, gdy łączyliśmy się jeszcze ze stadionu ze studiem w Warszawie za pomocą telefonów na korbkę, "rzuciłem mięsem" w trakcie próby mikrofonu, nie wiedząc, że był on otwarty i weszło to na początek transmisji - przyznał. Tuszyński mówi o sobie, że jest twardo stąpającym po ziemi człowiekiem. Większość jego czasu pochłaniała praca, a wolne chwile poświęcał zbieraniu materiałów do książek. W dorobku ma ponad 30 publikacji. Najbardziej znane i cenione to m.in. "Polscy olimpijczycy XX wieku", "70 lat Tour de Pologne", "Ostatnie okrążenie Kusego". 4 lipca na 80. urodziny miała być wydana książka opisująca życie i karierę Bogdana Tuszyńskiego, ale ... - Nie udało się jednak znaleźć pieniędzy na ten cel. Szkoda, bo w ten sposób chciałem się pożegnać z fanami i sportem - zaznaczył. - Gdy przebywałem w Londynie u mojego cicerone Wojciecha Trojanowskiego, dziennikarza Radia Wolna Europa, tuż przed śmiercią powiedział mi: never give up, czyli nigdy się nie poddawaj. I tak właśnie robię - wspomniał ceniony dziennikarz sportowy.