- Muszę przyznać, że już mnie trochę nosiło i podświadomie szukałem piłki - żartował "Lewy", który po zdobyciu Pucharu Niemiec razem z kolegami z Borussii Dortmund - Łukaszem Piszczkiem i Jakubem Błaszczykowskim - dostał od selekcjonera Franciszka Smudy tydzień wolnego. Jakub Błaszczykowski jeszcze nie dotarł do Lienzu (zmarł jego ojciec). Kontuzja barku aferą medialną? Najważniejsza informacja z pierwszych zajęć piłkarzy, którzy do Austrii dojechali w poniedziałek, jest taka, że po kontuzjach Damien Perquis (poważnej, złamanie łokcia) i Wojciech Szczęsny (lżejsza, barku - nazwał ją nawet "aferą medialną") są już w pełni sił i trenują na 100 proc. Podczas zajęć Robert ćwiczy w skupieniu. Bramkarz Arsenalu Wojciech Szczęsny też się nie oszczędza, ale przy okazji ciężkiej pracy robi show.Wojtek wziął na siebie rolę wodzireja. Od pierwszych minut pogodą ducha zaraża kolegów. Pod koniec jednego z testów szybkościowych rozłożył ręce i zatoczył koło niczym podchodzący do lądowania samolot. Potem zaimponował wszystkim żonglerką piłką i postraszył fotoreportera, markując, że kopnie w niego piłką. Trzeba przyznać, że umiejętności techniczne Szczęsny junior ma niespotykane jak na golkipera. Żonglowanie piłką, zatrzymanie jej na karku, podanie z tak zwanego "krzyżaka" (markowe zagranie Cristiana Ronaldo) to dla niego pestka. "Show must go on" Szczęsnego Podczas treningu Wojtek żartobliwie zaczepiał też kolegów. Kiedy po jego dośrodkowaniu z czterech metrów na bramkę chybił Maciej Rybus, zawodnik Arsenalu wypalił: - No chyba żartujesz! Gdy dwie drużyny rywalizowały w wyścigu o zgaszenie jak największej liczby laserowych światełek umieszczonych nad prostokątnymi metalowymi bramkami (szerokie na metr, wysokie na pół metra), a grający w ekipie Wojtka Damien Perquis nie trafił w mały prostokąt, przez co ekipa musiała czekać, aż spolonizowany Francuz poprawi się, Szczęsny z uśmiechem krzyknął: - No, co cię pogięło? Fizjologowie: Rzepka, Solan i Lee - na treningu stosują tyle elektroniki i gadżetów, że piłkarze z pokolenia PlayStation mogą się poczuć trochę tak, jak przed komputerem. Łatwiej im pewnie w takich warunkach wyciskać z siebie siódme poty. - Technika poszła do przodu, trzech fizjologów na jednym treningu. Za moich czasów to było nie do pomyślenia, ale musimy iść z duchem czasu. Najważniejsze, żeby to wszystko poprowadziło nas do sukcesu, który jest potrzebny całemu krajowi, a nie tylko polskiej piłce - podkreślał prezes PZPN Grzegorz Lato, który w poniedziałek przyjechał do Austrii i śledził zajęcia piłkarzy. Na koniec treningu nowo przybyłych do Lienzu "Orłów" strzelano rzuty karne. Trochę nietypowo, bo Szczęsny był egzekutorem, a w bramce stanął... Ludovic Obraniak. Wojtek rywalizował z Lewandowskim o to, kto strzeli ładniejszą "jedenastkę". - Robert, teraz strzel tak jak David Beckham - podpuszczał kolegę Wojtek. I faktycznie, "Lewy" podkręconym rogalem w stylu "Becksa" ulokował piłkę w rogu siatki. Ludovic Obraniak, który w niedzielę zaliczył dobry występ w barwach Girondins Bordeaux (asysta i wygrana 3-2 na wyjeździe z Saint-Etienne), po testach szybkości poszedł ćwiczyć w siłowni, która mieści się w sporym namiocie. Sprinterzy jak antylopy i morderczy test Fizjologowie Rzepka i Solan prześwietlili piłkarzy na wylot. Testy szybkościowe polegały na trzech seriach 30-metrowych sprintów. Ulokowane na boisku fotokomórki podały trenerom niemal natychmiast czasy. Wśród najlepszych sprinterów znaleźli się zgodnie z oczekiwaniem Robert Lewandowski i Maciej Rybus. O wiele bardziej uciążliwy, można nawet stwierdzić, że morderczy był test wytrzymałościowy Yo-Yo. Przypominał nieco test wahadłowy, tyle że prędkość była stała, a nie narastająca. Po usłyszeniu dwóch sygnałów dźwiękowych zawodnicy mieli pokonać odcinek 20 metrów, wrócić i po kilku sekundach przerwy znowu biegać. Takich powtórzeń najbardziej wytrzymali zrobili około setki! Z każdą serią niby wolnego biegania oddech stawał się coraz cięższy, a tętno coraz bardziej przyspieszone, bo czas na odpoczynek był na tyle krótki, że serce nie zdążyło wrócić do pracy w normalnym, spoczynkowym rytmie. Do testu Yo-Yo ruszyła ekipa: Damien Perquis, Maciej Rybus, Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek, Dariusz Dudka i Kamil Glik. Jako pierwsi, z uwagi na zbyt wysokie tętno, test musieli przerwać Piszczek i Rybus. Obaj wykonali po około 80 powtórzeń. Znacznie dłużej w tej ciężkiej próbie wytrwał Dudka, o jedną serię więcej zrobił Glik. Gdy wszyscy już odpadli, na polu biegowej walki został tylko jeden król - "Lewy". Zatem w polskiej piłce bez zmian - najszybszy i zarazem najbardziej wytrzymały jest Robert Lewandowski. - Podczas występów w Lechu też byłem w czołówce tego testu - powiedział INTERIA.PL Robert zapytany o to, skąd po ciężkim sezonie ma tyle pary w płucach. - Zajęć z piłką było jeszcze niewiele, ale przyjdzie na nie czas zapewne na kolejnych treningach - nie może doczekać się "Lewy". Prezes Lato liczy na wsparcie dla naszych piłkarzy od wszystkich Polaków. - Mamy wspaniałych kibiców, ich doping może tylko dodać skrzydeł tej młodej drużynie - uważa Lato, który nie może się pogodzić z krytyką, jaką pod adresem reprezentacji, w której nie brakuje naturalizowanych piłkarzy z zagranicy, wygłosił Jan Tomaszewski. - To, co opowiada Tomaszewski, to zwykłe chamstwo. Nie mogę tego nazwać inaczej - krytykuje swego kolegę z "Orłów" Górskiego prezes PZPN. Dzisiaj o godz. 20:45 "Orły", bez piłkarzy, którzy dotarli do Lienzu w poniedziałek, zmierzą się w Klagenfurcie z Łotwą. Lewandowski, Piszczek, Szczęsny, Perquis, Rybus, Obraniak, Glik, Dudka po treningu siłowym udadzą się do Klagenfurtu w roli widzów. Na Hypo Arenie do drużyny dołączy jej kapitan - Kuba Błaszczykowski, ale w meczu również nie weźmie udziału. Michał Białoński, korespondencja z Lienzu