Zwycięstwem nad Panathinaikosem Ateny i wcześniejszymi osiągnięciami, Michał Probierz udowodnił, że ma wszelkie predyspozycje, aby w przyszłości stać się selekcjonerem reprezentacji Polski. - W klubie panuje ogólne zadowolenie, ale my musimy pamiętać, że nasza sytuacja w tabeli nie wygląda najlepiej - studzi emocje w rozmowie z INTERIA.PL trener Arisu Saloniki. INTERIA.PL: Przede wszystkim gratuluję wygranej nad Panathinaikosem Ateny. W końcu niecodziennie wygrywa się z zespołami takiej klasy. Michał Probierz. trener Arisu: - Ta wygrana była dla nas bardzo istotna, ponieważ mój zespół potrzebuje zwycięstw. W klubie panuje ogólne zadowolenie, ale my musimy pamiętać, że nasza sytuacja w tabeli nie wygląda najlepiej. Aris Saloniki miał walczyć o utrzymanie, a tymczasem chyba cel na ten sezon się zmienił i poprzeczka została podniesiona nieco wyżej. - Najpierw to my musimy zacząć dobrze grać i później zobaczymy, co z tego wyjdzie. A do tego jak na razie długa droga. Od momentu objęcia stanowiska pierwszego trenera zauważył pan już progres w grze zespołu? - Jak się wygrywa z Panathinaikosem, to chyba trudno nie dostrzec postępów. Po ostatniej porażce z Panioniosem towarzyszył nam duży stres, ale udało się go przezwyciężyć. Po takich meczach widać, że ta drużyna zaczyna się budować krok po kroku. W naszej grze jest już sporo pozytywów. Pokonanie "Koniczynek" to pana największy sukces w dotychczasowej karierze szkoleniowej? - Największy sukces? Jeden mecz to nie jest sukces. Jak zdobędę jakiś puchar, to wtedy będę mógł uznać to za sukces. Myślę, że utrzymanie Jagiellonii w rodzimej Ekstraklasie (mając odjętych 10 pkt na starcie - przyp. red.), było do tej pory moim największym sukcesem. Ale nie powie pan, że zwycięstwo nad słynnym Panathinaikosem nie zostało w Grecji odebrane w kategorii wielkiej sensacji? - Nie wiem, bo nie znam jeszcze greckiego. A jak panu idzie nauka języka? - Jak na razie to muszę poznać się z zespołem, a potem będziemy martwić się językiem. Zatem jak wygląda pana komunikacja z zespołem? - Ja mam swojego tłumacza, który z niemieckiego tłumaczy wszystko na grecki. Bariera językowa mocno daje się we znaki? - Czasami przeszkadza, ale staram się z tym żyć. Zaaklimatyzował się pan już w Grecji? - Powoli tak. My nie mamy zbyt wiele czasu na poznawanie uroków tego kraju, ponieważ ciągle mamy coś do zrobienia. Śledzi pan jeszcze nasze ligowe rozgrywki? - Oczywiście. Z perspektywy czasu nie żałuje pan chyba opuszczenia Łódzkiego Klubu Sportowego? - Proszę tego nie traktować w tych kategoriach. Ja staram się z tą decyzją jakoś pogodzić. Uważam, że łódzki zespół ma naprawdę dobry potencjał i jest tam grupa ludzi, która chce zrobić wynik. Mam nadzieję, że w końcu znajdzie się ktoś, kto im pomoże wyjść z tej opresji. Wiadomo, że ełkaesiacy borykają się z poważnymi problemami finansowymi. Czy wobec pana także łódzki klub ma jakieś zaległości? - To już moja sprawa, co nie? Takie pytania są u nas na początku dziennym, ale ja myślę, że w tym klubie pracują porządni ludzie. Rozumiemy z tego, że są zaległości. Zmieniając temat, jakie różnice zauważył pan pomiędzy ligą polską i grecką? - Ciężko mi to stwierdzić po zaledwie jednym miesiącu. To stanowczo zbyt mało czasu na jakiekolwiek porównania. Musiałbym zobaczyć wszystkie zespoły w akcji, żeby mieć podstawy do analizy. Przez ten miesiąc zdążył pan do siebie przekonać niedowiarków, którzy powątpiewali w pana talent trenerski? - Ja staram się wykonywać swoją robotę jak najlepiej i w ogóle nad tym się nie zastanawiam. W przyszłorocznych mistrzostwach Europy reprezentacja Polski zmierzy się z Grecją. Pomoże pan nam rozpracować rywala? - Na pewno. Ja jestem Polakiem i będę identyfikował się z naszą drużyną narodową. Jeżeli trener Smuda będzie potrzebował pomocy, to ja jestem do jego usług. Najważniejsze jest dobro polskiej piłki! Rozmawiał: Konrad Kaźmierczak