- Od dwóch miesięcy przebywają w obydwu krajach nasi pracownicy - Jakub Mazek i Bartłomiej Marks. Są również przedstawiciele strony ukraińskiej. Podpatrują, uczą się także osoby ze spółki PL-2012, na czele z prezesem Marcinem Herrą. Zwracają uwagę na wszystko, m.in. logistykę, organizację samych meczów, pracę mediów. We wszystkich tych działaniach sami też uczestniczą - powiedział Listkiewicz. Prezes wystawił dobrą ocenę organizatorom Euro 2008, choć ma zastrzeżenia. - Brakuje mi entuzjazmu w turnieju mistrzowskim. Byłem w piątek w Wiedniu i trudno zauważyć w stolicy Austrii, że jest tak wielka impreza piłkarska. Atmosferę czuje się tylko w dniu spotkania - dwie-trzy godziny przed jego rozpoczęciem i godzinę-dwie po zakończeniu. To stanowczo za mało. Mam nadzieję, że u nas będzie taki entuzjazm jak we Włoszech podczas mistrzostw świata w 1990 roku czy w Portugalii podczas Euro 2004. Imprezą żyły całe miasta i miasteczka, w każdym oknie była powieszona flaga. - W Klagenfurcie problemem jest rozładowanie ruchu po meczach. Do autostrady jechaliśmy godzinę. Sami Austriacy zwracają też uwagę na przesadne bezpieczeństwo. Kibicom przed wejściem na obiekty odbierane są np. trzycentymetrowe trąbki czy baterie - dodał Listkiewicz. 27 czerwca w Wiedniu odbędzie się posiedzenie komitetu organizacyjnego Euro-2012. Weźmie w nim udział prezydent UEFA Michel Platini. W trakcie czerwcowych ME na boiskach Austrii i Szwajcarii nie jest planowana prezentacja Polski i Ukrainy. - Za wcześnie, żeby się prezentować. To co mieliśmy w komputerach, już pokazaliśmy. Teraz trzeba przelać wszystko na rzeczywistość - stwierdził szef PZPN. 2 lipca do Polski przyjedzie Platini i ośmioosobowa delegacja z UEFA. Według Listkiewicza ostateczna decyzja, w ilu polskich miastach rozgrywane będą spotkania Euro-2012 zapadnie we wrześniu lub październiku.