Przejdźmy jednak do meritum. Leo Beenhakker właśnie poprosił prezesa PZPN Grzegorza Latę, o zgodę na pracę w Feyenoordzie Rotterdam - w "wolnym czasie", jak to zgrabnie ujął. A w kosmos Panie Leo, nie chce Pan polecieć?! "W wolnym czasie"... W trakcie transmisji meczu Polska - Litwa widać było ranę na skroni Beenhakkera. Komentator TVP Maciej Iwański poinformował: "Leo został uderzony tablicą, na której rysuje skład". Uderzył Beenhakkera jego przyjaciel, dyrektor reprezentacji Jan de Zeeuw. Zdaniem Iwańskiego selekcjoner nawet sobie żartował z tego zdarzenia, mówiąc: "Dostałem cios od Rogera, gdy dowiedział się, że nie gra w pierwszym składzie". Halo? Czy leci z nami pilot?! Mam wrażenie, że ten cios tablicą był tak silny, że Beenhakkerowi - jak w komiksach - pokazały się gwiazdki. I teraz wnioskuje swoją pracę w Feyenoordzie, lekceważąc obowiązki trenera biało-czerwonych. Przecież trzeba oglądać mecze - za chwilę Lech gra z Udinese (Sławomir Peszko nie został powołany, a Szymon Pawłowski jest w kadrze na mecz z Walią - ciekawe, nieprawdaż?), w końcu lutego startuje ekstraklasa, do tego dochodzi obserwacja Polaków za granicą. A może Pan Leo w końcu wybrałby się na mecz Auxerre, gdzie Ireneusz Jeleń zaczął grać (i strzelać) po kontuzji, a Dariusz Dudka dalej siedzi na ławie? Może zorientowałby się w sytuacji Michała Żewłakowa w Olympiakosie Pireus albo Mariusza Lewandowskiego w Szachtarze Donieck. Może przekonałby się - na tle Sampdorii Genua - o dyspozycji lewego obrońcy Metalista Charków Seweryna Gancarczyka? Albo docenił Marka Saganowskiego, który po powrocie do Southampton strzela gola za golem. O Arturze Wichniarku już nie warto wspominać, bo wielki Leo dawno przesądził, że to nie "international level"... Beenhakker w Rotterdamie, Ulatowski w Bełchatowie, Hoek w swojej szkole bramkarzy w Holandii. Ale na szczęście na miejscu zostają Zamilski i Mroczkowski - na pewno zadbają o wszystkie detale w kontekście meczów kadry w eliminacjach mistrzostw świata 2010 roku. Panowie, nie dajmy się zwariować! Już straciliśmy cenne punkty ze Słowenią (tylko remis we Wrocławiu) i ze Słowacją (porażka w Bratysławie). Teraz czas na zwycięstwa! A te biorą się z przemyślanej, wytrwałej pracy - na rzecz kadry, a nie Feyenoordu...