Jak podkreślił, poprzednie Euro było rozgrywane na stadionach wysłużonych, a przyszłoroczny turniej gościć będzie na ośmiu nowoczesnych arenach. Kallen przyznał, że nie wszystkie są jeszcze gotowe, ale przygotowania wkraczają na ostatnią prostą. "Stadion w Warszawie będzie oddany do użytku w przyszłym miesiącu, zaś obiekty w Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu oraz w Kijowie, Lwowie, Doniecku i Charkowie są już gotowe" - poinformował. Jak przypomniał, UEFA największe obawy miała odnośnie stadionu we Lwowie. "Nie wierzyłem, że zdążą, dopóki sam nie zobaczyłem. A w sobotę była piękna ceremonia inauguracji" - zaznaczył. Szwajcar przyznał, że najsłabszym elementem przygotowań do Euro-2012 jest transport i organizatorzy liczą na... korzystne pod tym względem losowanie grup turnieju finałowego, czyli by Niemcy grali w sąsiadującej z nimi Polską, Rosja blisko swojej granicy z Ukrainą, a Szwecja i Dania w pobliżu położonego nad Bałtykiem Gdańska. "To prawda, że szczęśliwe losowanie 2 grudnia w Kijowie może nam pomóc. W Polsce i na Ukrainie transport nigdy nie będzie na takim poziomie, jak w Austrii i Szwajcarii" - dodał. Podkreślił też, że organizacja ME stanowi katalizator do rozwoju infrastruktury. "W Polsce ruszyła fala budów nowych autostrad i większość z nich będzie gotowa przed turniejem. Dzięki temu życie ludzi tam stanie się łatwiejsze" - wspomniał. Podobnie sprawa wygląda z lotniskami; niektóre "pamiętały erę sowiecką". "Jednak nikt nie buduje dróg czy lotnisk na potrzeby Euro. To będzie służyć wszystkim przez kolejne 20 lat" - dodał. Według jego wyliczeń, w dniu meczu na miejscowym lotnisku należy się spodziewać ok. 150 samolotów czarterowych. "Miejsc parkingowych powinno wystarczyć, choć właściciele małych prywatnych maszyn mogą narzekać na ścisk" - uważa. Kallen podkreślił też, że UEFA chciałaby uniknąć sytuacji, w której współgospodarze imprezy odpadliby w pierwszej rundzie, jak Austria i Szwajcaria w 2008 roku. "To ważne dla imprezy, by drużyny gospodarzy grały jak najdłużej. W Austrii i Szwajcarii atmosfera była przyjemna, ale nie można jej porównać z tym, co działo się w Portugalii cztery lata wcześniej, gdy gospodarze dotarli do finału" - przyznał.