PAP: Śląsk Wrocław zdobył mistrzostwo Polski, ale w kadrze na Euro nie ma żadnego piłkarza tego klubu... Tadeusz Pawłowski: - Nie chcę wchodzić w kompetencje selekcjonera, on ma swój pomysł na skład, na taktykę. Szkoda mi jednak duetu Sebastian Mila - Przemysław Kaźmierczak, najlepszego w lidze, jeśli chodzi o stałe fragmenty gry. Oni przydaliby się kadrze. W wyrównanych meczach w ME o wyniku mogą decydować właśnie takie niuanse, jak perfekcyjne rozgrywanie i zrozumienie przy rzutach wolnych czy rożnych. Mila wiosnę miał słabszą niż jesień... - Ale w końcówce sezonu znów grał dobrze i przyczynił się do zdobycia tytułu. Był kapitanem zespołu, potrafił też mentalnie wspomóc kolegów. Jeden z zawodników Śląska - on lub Kaźmierczak - zasłużył na występ w reprezentacji. Nie chciałbym jednak krytykować Smudy. Gdyby do stołu usiadło kilku fachowców, z pewnością w kwestii 15-16 nazwisk, by się zgadzali. Pozostałe to już autorski wybór selekcjonera, który trzeba uszanować.Wrocławianie zasłużyli na mistrzostwo kraju? - Jesienią Śląsk grał bardzo dobrze i wypracował kilkupunktową przewagę. I nawet mimo nierównej formy na początku wiosennych zmagań, a także kilku wpadek, potrafił ją utrzymać. Znów podkreślę zasługi Mili i Kaźmierczaka, bo wrocławianie sporo bramek zdobyli po stałych fragmentach. Inne drużyny, jak np. Legia, notowały jeszcze więcej nieoczekiwanych niepowodzeń. Warszawianie nie poradzili sobie rywalizując na trzech frontach, a że to trudne przekonał się też bliski mi z racji dość częstych odwiedzin Bayern Monachium. Ale Legii trzeba oddać to, że wprowadziła do ligi wielu młodych zawodników. Zawiódł też Lech Poznań, który miał jedną z najmocniejszych ekip w ekstraklasie. Natomiast niespodzianką na plus jest drugie miejsce Ruchu Chorzów. Jak wypada porównanie mistrzowskich drużyn Śląska z 1977 i 2012 roku?- W tamtych czasach nie były możliwe wyjazdy do zagranicznych klubów, dlatego polska liga była silna, kluby miały w składach po kilku byłych czy obecnych kadrowiczów. Tak było i z nami, ponieważ w Śląsku, oprócz mnie, grali m.in. Żmuda, Kalinowski, Kwiatkowski, Sybis i Erlich. Mistrzostwo zapewniliśmy sobie dwie kolejki przed końcem po zwycięstwie nad ROW Rybnik.Jakie nagrody otrzymaliście za ten sukces?- Były i puchary, i medale, jednak również korzyści finansowe - dostaliśmy średnio po sześć-osiem średnich pensji krajowych. To była pokaźna suma, piłkarzy - w przeciwieństwie do zwykłych mieszkańców ówczesnej Polski - było stać na mieszkania i samochód. Ja byłem właścicielem ładnego lokum na Placu Grunwaldzkim i jednego z czterech w ojczyźnie polonezów. Czasem, gdy zmarnowałem dobrą sytuację na boisku, z trybun słyszałem: "Pawłowski, oddaj poloneza". Wiadomo, że otrzymałem auto dlatego, że byłem znany. Na normalnym rynku nie można było go kupić. Klub otrzymał talony na pięć-sześć samochodów i rozdawał je pierwszoplanowym zawodnikom. W ten sposób Sybis jeździł fiatem 125, a Żmuda koniecznie chciał fiata mirafiori i taki odebrał.Śledził pan na bieżąco ostatnie rozgrywki?- Mam w Austrii satelitę, dlatego oglądałem większość meczów. Jeszcze te o stawkę były ciekawe, ale zdarzały się też nudne, ciężko było wytrzymać 90 minut. Miałem porównanie, bo emocjonowałem się też ligami niemiecką, hiszpańską i angielską. Szczególnie ta ostatnia mi imponuje ze względu na tempo akcji i dramaturgię wydarzeń.Śląsk skazywany jest na porażkę w eliminacjach Ligi Mistrzów...- Pierwsze dwie rundy są do przejścia, później będzie trudniej. To jeszcze nie jest zespół europejskiego formatu, zresztą nie wiadomo, czy pozostaną wiodący gracze, jak Kelemen czy Celeban. Nie wiem, czy Śląsk będzie w stanie się wzmocnić? Najlepiej, by we Wrocławiu postawiono na długofalową budowę drużyny, a w klubie wiodącą rolę odgrywały działy szkolenia i skautingu. Oby nie popełniono błędu Wisły Kraków, która stawiała na piłkarzy z kartą na ręku. Spójrzmy na Bayern Monachium, tam co jakiś czas dochodzi jakiś wychowanek, że wspomnę Lahma czy Schweistengera.Jak się panu pracuje w Bregencji?- Jestem zatrudniony przez austriacki związek, który stworzył 11 ekskluzywnych akademii piłkarskich działających przy klubach pierwszoligowych. Akurat w naszym najmniejszym landzie nie ma drużyny w elicie, jednak związani jesteśmy z okręgowym związkiem. Zajmuję się i szkoleniem, i selekcją zawodników. Nasi chłopcy już jako juniorzy trafiają do klubów z Niemiec czy Włoch. Zarabiamy na transferach po kilkadziesiąt tysięcy dolarów, choć zdarzają się też kwoty sześciocyfrowe.Od 30 lat mieszka pan w Austrii, ale były momenty, gdy wracał pan do Wrocławia i był szkoleniowcem Śląska i Polaru.- Niedawno miałem propozycje powrotu, m.in. z Lechii Gdańsk, także ze Śląska. Wrócę do Polski, nawet do klubu z zaplecza ekstraklasy, ale muszę mieć komfort pracy - czy w roli szkoleniowca, czy dyrektora sportowego. Mam na myśli odpowiednią bazę, kadrę, itd. Lubię porządek, dlatego wszystko chciałbym planować na rok do przodu - transfery, sparingi, itp. Tak jest na Zachodzie. A u nas słyszę - co on chce?