To właśnie stan murawy jest jednym z powodów tego, że spotkania rozgrywane w Poznaniu ciężko się ogląda. Piłka co chwilę skacze, więc zawodnicy rzadko próbują grać po ziemi - decydują się na długie przerzuty, a one z kolei nie wpływają dobrze na płynność gry. Tuż przed końcem pierwszej połowy środowego meczu Lecha Poznań z Górnikiem Zabrze Aleksandar Tonew wykonywał rzut wolny z 17 metrów. Przed strzałem poślizgnął się i piłka ledwie doleciała do bramki. Wznawiający grę z autu bramkowego golkiper zabrzan Łukasz Skorupski też się zresztą poślizgnął. Takich sytuacji było wiele. - Owszem, czasem i nam zdarzy jakaś niedokładność, ale to chyba nawet z trybun widać, jak to boisko wygląda. Powinni coś z tym zrobić. Może tak jak we Wrocławiu? - twierdzi Murawski. Tamtejszy stadion zostanie bowiem zamknięty z powodu wymiany części nawierzchni, a Śląsk jedno spotkanie będzie musiał rozegrać na starym obiekcie przy Oporowskiej. Murawski był w środę bohaterem meczu z Górnikiem - zdobył jedynego gola, po dobrym podaniu od prawego obrońcy Marcina Kikuta. Reprezentantowi Polski rzadko zdarza się strzelać bramki z tak bliska, zaledwie pięciu metrów. Zwykle uderza bowiem zza pola karnego. - Ostatni gol z pola karnego? Chyba ten z Groclinem - przypomina sobie Murawski. Cztery lata temu pomocnik Lecha strzelił bardzo podobną bramkę właśnie w starciu z zespołem z Grodziska Wlkp., wtedy asystował mu też prawy obrońca Grzegorz Wojtkowiak. - To była akcja jak za starych, dobrych czasów. Nie jestem snajperem, od strzelania z bliska są inni. Ja wolę podawać, otwierające zagrania, z których padają bramki, dają mi większą satysfakcję. Cieszę się z tego gola, ale bardziej ze zwycięstwa drużyny - przyznaje "Muraś". Piłkarza chwalił po spotkaniu trener Lecha Mariusz Rumak, jego półgodzinny występ nazwał "reprezentacyjnym". - Miałem ciężkie wejście w to spotkanie, chciałem za bardzo technicznie zagrać na tym boisku, a się nie da. A czy forma jest reprezentacyjna? Nie, trochę jednak brakuje - nie ukrywa zawodnik, którego problemy wiążą się z urazem stawu skokowego. Nie dość, że kontuzja ta dokuczała mu już na początku roku, to pogłębiła się jeszcze po faulu Obafemi Martinsa w sparingu z Rubinem Kazań. - Nie jestem w pełni sił, noga wciąż pobolewa. Zasygnalizowałem to trenerowi przed meczem ze Śląskiem, podobnie przed tym z Górnikiem. Jest trochę lepiej, ale szkoda by było, gdyby po tylu dniach leczenia wszystko znów się odnowiło. Dlatego z rozsądkiem podchodzimy do tych moich występów - mówi Murawski, który nie pali się do przejęcia po Semirze Stiliciu roli ofensywnego pomocnika, którym sam był kiedyś. - Semir ma swój niepowtarzalny styl, zawsze dużo wnosił do naszego zespołu. Potrafi wrzucić piłkę otwierającą drogę do bramki. Brakuje go, może wróci do składu, a ja liczę, że jeszcze nam pomoże - kończy reprezentant Polski.