Gdy obserwuję popisy rządu, NCS-u w misji specjalnej "Stadion Narodowy", to już nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Jedno jest pewne - to co się dzieje, bije na głowę "Alternatywy 4" Stanisława Barei.Rząd, NCS podkreślają, że stadion jest bezpieczny, gotowy, a Ekstraklasa SA, słysząc uwagi policji, postanowiła odwołać Superpuchar. Optymistyczne zapowiedzi strony rządowej gwarantowały nam już oddanie Narodowego na czerwiec 2011 roku, a później wrzesień 2011 r., a jednak na mecz Polska - Niemcy pojechaliśmy do Gdańska.W ogniu krytyki znaleźli się: szef NCS-u Rafał Kapler (całkiem zasłużenie) i minister Joanna Mucha, która często obrywa za błędy poprzedników. Jeszcze się pani Musze nie śniło, że będzie kierowała polskim sportem, gdy ktoś zaakceptował taki kształt Narodowego - bez możliwości wydzielenia sektorów zwaśnionych kibiców, czy bez bieżni na wypadek, gdybyśmy chcieli organizować kiedyś igrzyska olimpijskie.Gdybym jednak tak mało wiedział o sporcie, jak nasza sympatyczna pani minister, to nie garnąłbym się tak często do mikrofonu. Nie broniłbym też z uporem maniaka zasadności wypłacenia 57 tys. zł premii Kaplerowi. Słysząc tę płomienną wypowiedź ("Pan Kapler wykonał tak ogromną, ciężką, trudną pracę, więc z mojej strony ogromne podziękowanie za ten niesamowity trud") pomyślałem, że Kapler zastępował dźwigi, setki robotników, a gdy trzeba było, to nawet wylewał beton. I nikt mu za to nie płacił 26 tys. zł na rękę co miesiąc, plus 56 tys. zł premii (za rok 2011).Ale Kapler myśli inaczej. On ma prawo czuć się pokrzywdzony w stosunku do Ryszarda Trykosko, który nadzorował budowę PGE Areny, za co oprócz 20 tys. zł miesięcznie otrzymywał w latach 2008, 2009, i 2010 po 60 tysięcy złotych premii. Ludzie, pomyślcie - facet odpowiada za budowę o wiele mniejszej areny, niż Narodowy, a wypłacają mu większą premię?! Nic to, że wielu ludzi w tym kraju musi żyć za 1500 zł, a nawet jeszcze mniej. Panowie Kapler i Trykosko wpadli we właściwe tory i należy im się. Trzeba jednak podkreślić, że podczas budowy stadionu w Gdańsku było stosunkowo najmniej wpadek. Tam schody nie groziły zawaleniem, ściany elewacji nie przeciekały. Na Narodowym zainstalowano też dach, który nie rozsuwa się w temperaturze poniżej plus pięciu stopni Celsjusza. Nie przeszkadzało to i nie przeszkadza w robieniu hucpiarskich otwarć stadionu, hucznym przekazaniom go do użytki i wypłatom premii szefom Narodowego Centrum Sportu. Zamiast Superpucharu mieliśmy bieg na 2 km pani minister sportu Joanny Muchy i jej świty.Przy okazji wspomnianego biegu doszło do kolejnego faux pas - wcześniej było już zapytanie pani minister: "Kto wymyślił, aby w Superpucharze grały akurat Wisła z Legią", a teraz z jej ust padło "jeden z pięciu" polskich stadionów na Euro 2012. Tętno mogło się podnieść prezydentowi Krakowa, Jackowi Majchrowskiemu, który miał prawo pomyśleć: "Czyżby UEFA zweryfikowała plany i dopuściła Kraków do mistrzostw?" Zresztą biegi, to jakaś zbawcza pokuta w opinii polityków. Najpierw mi mieliśmy ministra Grabarczyka, który deklarował, że jeśli nie ukończy autostrady na czas, to pokona ten dystans biegiem, a teraz panią minister Muchę krążącą wokół Narodowego. Półmaraton Warszawski już w marcu, zapraszamy!Dyskutuj na blogu autora