"Wiemy o co gramy, jaka jest stawka tego meczu. Musimy zwyciężyć. Obiecuję, że zagramy z sercem i pasją" - powiedział w środę Ivanschitz. Piłkarz Panathinaikosu Ateny choć wierzy w siebie i kolegów, to jest przekonany, że w czwartek czeka ich trudne spotkanie. "Sądzę, że nawet trudniejsze niż z Chorwacją. Oni w drugiej połowie już nie mieli siły, a jestem pewny, że Polacy przez 90 minut walczyć będą z maksymalnym zaangażowaniem. Oni są w takiej samej sytuacji jak my" - podkreślił. Jego zdaniem, austriackiej defensywie powinno przyświecać motto: "kontrolowana ofensywa". "Liczą się tylko trzy punkty, więc musimy atakować. Jednak trzeba zadbać o równowagę grze, nie wolno nam zapomnieć o obronie" - dodał. Jak dodał, Austriacy muszą zacząć mecz w lepszym stylu niż przegrane 0:1 spotkanie z Chorwacją, kiedy stracili gola już w czwartej minucie. "To nasz debiut w mistrzostwach Europy, pierwszy mecz, w dodatku przed własną publicznością. Byliśmy trochę spięci, nerwowi. Teraz to się nie powtórzy" - zaznaczył. Jego zdaniem, nieobecność Macieja Żurawskiego nie będzie wielką stratą dla polskiej drużyny. "W meczu z Niemcami świetnie zastąpił go Roger Guerreiro, który pokazał, że jest w wysokiej dyspozycji. Żurawski to ważny zawodników dla Polaków, ale kto wie, czy Roger nie jest lepszy" - mówił niespełna 25-letni Ivanschitz. Rozgrywający reprezentacji Austrii od kilku lat traktowany jest jak wielka nadzieja tutejszego futbolu. Wokół niego budowano drużynę na Euro-2008. Miał być jej liderem na boisku i poza nim, osobą która poprawi wizerunek austriackiej piłki. Po zaledwie kilku spotkaniach w reprezentacji już w wieku 21 lat został jej kapitanem, najmłodszym w historii austriackiego futbolu. Podczas mistrzostw Europy, jak do tej pory, bardziej jest widoczny w reklamach niż na zielonej murawie. Wieczorami na deptaku przy katedrze św. Stefana zachęca przechodniów do spożywania kremu czekoladowego, gdzie indziej propaguje produkty jednego z banków. Odpowiedzialny w sztabie "biało-czerwonych" za obserwację trener Jan Urban ocenił, że jest dość przeciętnym piłkarzem, w dodatku sztucznie kreowanym na gwiazdę. Ivanschitz odparł: "Ważne, że trener Hickersberger uważa inaczej. On mi ufa, stawia na mnie i dzięki temu czuję się potrzebny zespołowi".