- Mam nadzieję, że to będzie ostatnie grudniowe zgrupowanie. To naprawdę nie ma żadnego sensu! To istna profanacja futbolu! - nie owijał w bawełnę Tomaszewski. - Wnioski z meczu z Bośnią i Hercegowiną? Paweł Brożek po raz kolejny potwierdził, że przy słabym przeciwniku potrafi strzelać. Adrian Mierzejewski pokazał, że można na niego liczyć w przyszłości. Z kolei Kamil Grosicki zaprezentował ogromną szybkość, piłka go szukała, ale zaprezentował też sportowe harakiri - nie wykorzystał czterech sytuacji stuprocentowych, a to rzutuje na wynik całego zespołu. Franek musi zrozumieć jedną rzecz, że sprawdzanie dublerów ma sens wówczas, gdy gra szkielet zespołu lub chociaż jego trzon - dowodził wielokrotny reprezentant Polski. - Po ostatnim tegorocznym spotkaniu nadal nie mamy bramkarza na Euro 2012. Ja go po prostu nie widzę! A przecież budowanie gry defensywnej trzeba rozpocząć od pozycji numer jeden, ponieważ ten golkiper musi sobie poukładać przed sobą klocki. Inaczej mówiąc musi wiedzieć, kim może dyrygować. Taki bramkarz musi cieszyć się zaufaniem zespołu i znać swoich partnerów z linii defensywnej. Tymczasem polityka prowadzona przez Smudę jest taka, że przetestowaliśmy już ośmiu bramkarzy! I nadal nie wiemy, kto jest tym pierwszym. Całe szczęście, że nie zadebiutował jeszcze ten z Widzewa, choć szczerze przyznam, że nawet nie pamiętam jego nazwiska. Wtedy już byśmy mieli jakiś absolutny rekord! Ja gratuluję menedżerom takiego Tytonia, Przyrowskiego, czy tego z Widzewa. To są wspaniali menedżerowie skoro selekcjoner powołuje ich zawodników - grzmiał "Tomek". - Według mnie, pierwszym bramkarzem w Polsce jest niewątpliwie Artur Boruc. Wiem, że Artur ma swoje wady, ale nie wolno zapominać, że on gra regularnie w jednej z najlepszych lig świata. O miejsce numer dwa powinien rywalizować Tomasz Kuszczak z Łukaszem Fabiańskim. Trzecim golkiperem w kadrze niech będzie Grzegorz Sandomierski. Młody zawodnik Jagiellonii powinien terminować u boku dwóch bardziej doświadczonych bramkarzy, by wskoczyć w odpowiedniej chwili - powiedział były znakomity bramkarz. - Czarna robota z polskimi bramkarzami zaczęła się niestety już za kadencji Jurka Engela. Przecież to był jakiś sabotaż! Na Mundial zabrał Jurka Dudka i dwóch starszych od niego - Adama Matyska i Radosława Majdana. Od tamtej pory mamy kłopoty z obsadzeniem pozycji numer jeden - przypomniał. - Franek mówi, że ozłoci kogoś, kto znajdzie mu środkowego obrońcę. To co on robił przez dwadzieścia lat w polskiej piłce? Dlaczego Jakub Rzeźniczak, który jest czołowym obrońcą w kraju jest notorycznie pomijany przy powołaniach? Zamiast niego do gry desygnowane są jakieś odpady z zagranicy. Ja nie chcę takiego reprezentanta jak Sebastian Boenisch, który przyznał, że jakby miał miejsce w reprezentacji Niemiec, to by nigdy nie pomyślał o Polsce. To są po prostu odpady, a z tego co mówi Grzegorz Lato szykowanych jest już kolejnych trzech takich. Brawo! Ale może przestańmy mówić, że jest to drużyna narodowa. Bo ja drużynę narodową zawsze kochałem. - Hurtowa naturalizacja piłkarzy naprawdę nic nie da polskiej piłce i na pewno nie motywuje naszych zawodników. Po cholerę ja mam się pchać do reprezentacji skoro Smuda pojedzie i wynajdzie w Afryce wnuczka dziadka, który pożarł naszego misia i dlatego płynie w nim polska krew - myśli sobie młody zawodnik marzący o kadrze. Jedynym zawodnikiem potwierdzającym regułę jest Czarnecki, tak nazywam Emanuela Olisadebe. On rzeczywiście dużo dla nas zrobił, ale pozostali okazali się niewypałami. Ja mam uzasadnione pretensje do prezydenta Komorowskiego, który będzie zajmował się nadawaniem polskiego obywatelstwa. No bo, czy w Stanach Zjednoczonych dostałby obywatelstwo ktoś bez znajomości języka urzędowego? A Boenish? Obraniak? Mówią po polsku? Ani be ani me! Nie chcę być posądzony o rasizm, ale uważam, że reprezentacja Polski powinna być dla Polaków - przekonywał Tomaszewski. - W kontekście przygotowań do Euro 2012 uważam, że był to rok stracony. Pożal się boże! Reszta spotkań była taka, że w konsekwencji spadliśmy na 71. miejsce w rankingu FIFA. Na mistrzostwa Europy w tej chwili mamy tylko Jakuba Błaszczykowskigo, Irka Jelenia, może Łukasza Piszczka i resztę koszulek. Euro wcale nie zaczyna się za półtora roku. Jeśli chodzi o budowę drużyny, to turniej zaczyna się jutro. - Okazuje się, że Franek Smuda nie ma w drużynie żadnego autorytetu. Pokazały to tegoroczne afery z udziałem drobnych pijaczków, którzy jak wypiją dwa piwa , to głową drzwi otwierają (jacy piłkarze, tacy pijacy). Gdyby nie dziennikarze, te afery nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Dziennikarze nagłośnili, a Smuda nagle stał się pierwszym obrońcą moralności. Proszę zauważyć, kiedy te afery wyszły na jaw. W Krakowie dwa tygodnie po meczu z Australią, w Stanach Zjednoczonych dziesięć dni po przylocie. Smuda chciał to wszystko po prostu zatuszować. Bo się bał! Boruc, Iwański, Peszko, Żewłakow - oni stali się kozłami ofiarnymi i dali się po frajersku złapać. W kadrze funkcjonuje to na takiej zasadzie, jak z jazdą samochodem. Czy wam nie zdarzyło się jechać nieprzepisowo i nikt was nie złapał? Prawda jednak jest taka, że piłkarze balowali w Krakowie, a Franek w tym czasie był w domu. Za to, że on nie opuścił hotelu jako ostatni, powinien zostać dyscyplinarnie zwolniony. Smuda tłumaczy, że zgrupowanie kończy się po opuszczeniu hotelu, więc na jakiej zasadzie ukarano piłkarzy, którzy pili w samolocie? Franek ma swoje zdanie, z którym sam się nie zgadza i to podłapali zawodnicy. Czy ten człowiek ma naprawdę równo pod sufitem? Smuda ma tylko autorytet gdy rozmawia z mediami i mówi, że jest taki i owaki. Ci którzy jednak grali w zagranicznych klubach i z niejednego pieca chleb jedli wiedzą, kim jest Dyzma. Ten człowiek jest skazany na porażkę, bo nie ma autorytetu nawet wśród swoich podopiecznych - ostro skomentował Tomaszewski. - Nie życzę sobie żadnych zmian w polskiej piłce. Niech premier Tusk nie wprowadza żadnych zmian. Bo jak doprowadzi do normalności, to dziennikarze przestaną do mnie dzwonić i ja sam nie będę miał tematów na swoje felietony. Sama obecność Franka i Grzesia powoduje u mnie dużą zawieruchę. Notował Konrad Kaźmierczak