Mamy za sobą pierwsze mecze w Grupie A. Oczekiwania były wielkie, w narodzie panował ogólny optymizm. Graliśmy przecież u siebie, na wypełnionym po brzegi Stadionie Narodowym. Wszystko byłoby przepięknie, gdyby jeszcze udało się wygraćMoim zdaniem - poza pierwszymi pięcioma minutami - z gry naszej reprezentacji w pierwszej połowie można być zadowolonym. Widzieliśmy kilka pięknych, markowych już akcji po prawej stronie "Błaszcza" z Piszczkiem i wykończenia "Lewego". Mieliśmy pecha: gdyby Maciek Rybus i Damien Perquis trafili czysto w piłkę, to bylibyśmy w zdecydowanie lepszych nastrojach. To były kluczowe momenty, bo gdybyśmy prowadzili wyżej niż 1-0, to sytuacja z czerwoną kartką dla Wojtka Szczęsnego nie miałaby dla nas żadnego znaczenia, a także strata gola nie zmartwiłaby nas tak bardzo. Czerwona karta obudziła agresję Greków Paradoksalnie, czerwona kartka dla Papastathopouloa obudziła agresję wśród Greków, a na dodatek uśpiła nasz zespół. Spowodowała, że z naszych chłopaków zeszła presja, a w jej miejsce pojawił się uspokajający komfort gry. Z psychologicznego punktu widzenia to złe zjawisko dla grającej w przewadze ekipy. Doświadczałem go wielokrotnie. Gdy graliśmy w przewadze, to cały zespół zaczynał myśleć, że mniejszą pracę musimy wykonać na boisku, a co dopiero, gdy ma przewagę liczebną i jeszcze prowadzi 1-0. Widzieliśmy, z jaką agresją i złością Grecy tę kartkę przyjęli, co świadczyło o tym, że są zdeterminowani, aby odmienić los, który im zafundował hiszpański sędzia. Wielokrotnie przeżywałem podobną sytuację. Czasem udawało się z trudem wygrać, innym razem zremisować, ale nieraz i przegrywaliśmy! Znam trenera, który mówił, że jak następnym razem będę grał w przewadze, to specjalnie zdejmie jednego zawodnika i nikogo za niego nie wprowadzi, by drużyna nie traciła koncentracji, mobilizacji. W drugiej połowie spotkania z Grecją wyglądało na to, że nasz zespół dotknął właśnie ten syndrom usypiającej czujność czerwonej kartki. Wydawało się, że naszym chłopakom wkradło się myślenie: "Nic się nam nie stanie".Na pewno grało się ciężko o tyle, że przy zamkniętym dachu i dosyć wysokiej temperaturze na stadionie zrobiło się bardzo duszno. Warunki były złe do kibicowania, co odczuwałem na trybunach - w pewnym momencie myślałem, że zasnę, więc co dopiero mówić o bieganiu sprintem za piłką! Grecy grają w takim klimacie na co dzień, więc łatwiej było im znieść te warunki. Na dodatek nie życzyli sobie, by przed meczem polano boisko wodą, co uczyniłoby mecz jeszcze szybszym. Widać, wolniejsza piłka im odpowiadała, a bez ich zgody nie mogło dojść do zroszenia trawy. Czy Szczęsny zawalił gola? Błąd był wcześniej W drugiej połowie stało się najgorsze - straciliśmy najpierw bramkę, a później również bramkarza. Czy przy golu zawalił Wojtek Szczęsny? Błąd był popełniony wcześniej, w innym rejonie boiska. Jeden z naszych pomocników nie doszedł do swojego zawodnika. Trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość i unikać takich sytuacji. A Wojtek? Zachował się tak jak potrafił. Z kolei przy rzucie karnym nie faulował celowo, to był przypadek, znalazł się w sytuacji sam na sam. Czerwona kartka dla Szczęsnego i rzut karny dla Greków to był najczarniejszy moment tego meczu. Sytuacja była przecież fatalna, zespół znalazł się w strasznym dole mentalnym. Na szczęście uratował nas Przemek Tytoń. Miałem nadzieję, że karny obroniony przez niego doda nam animuszu, tym bardziej, że trybuny też się ożywiły. Widać było euforię, zadowolenie kibiców. Sądziłem, że ten nastrój udzieli się piłkarzom i przez kolejny kwadrans zepchną rywala do defensywy, zaczną znowu zagrażać jego bramce. Tak się jednak nie stało i już do końca musieliśmy drżeć o wynik.Używając terminologii bokserskiej - mieliśmy boksera na kolanach, prawie był znokautowany, ale nie zadaliśmy mu decydującego ciosu. Zamiast to zrobić, pozwoliliśmy mu złapać oddech, odpocząć, a przez to sami zostaliśmy skrzywdzeni.Mimo wszystko pozytywem jest ten punkt wywalczony w meczu otwarcia, trzeba się z niego cieszyć. Od kilku tygodni typowałem, że mecz otwarcia może zakończyć się remisem i te moje typy kibicom się nie za bardzo podobały. Pamiętajmy, że w meczach otwarcia dużych imprez szczególnie na gospodarzach ciąży duża presja, a ona z kolei zabiera energię. Energię, której nam tak bardzo brakowało w drugiej połowie.Jak wszyscy, jestem lekko zawiedziony, że nie znokautowaliśmy będącej w pewnym momencie na deskach Grecji, ale też ciszę się, że wywalczyliśmy remis i nie skończyło się kompromitacją. Nie jesteśmy faworytem. W tej roli się lepiej czujemy Co jest najważniejsze, po meczu, na twarzach naszych piłkarzy widziałem nie załamanie, tylko złość. To bardzo duży plus. Gdyby ten remis uznali jako cios, pojawiłoby się zwątpienie, utrata wiary we własne siły, to mielibyśmy kłopot. Ta piłkarska złość u naszych zawodników daje nadzieje, że mecz z Rosjanami będzie inaczej wyglądał. Nie będzie na naszej drużynie ciążyła aż tak duża presja.Wiem, że Rosja w meczu z Czechami pokazała, że jest w wyśmienitej formie. Potwierdziła, że jej plany o awansie do finału Euro 2012 nie jest zwykłą bajką. Wiem, że wielu ekspertów przekreśla naszych Orłów, ja jednak mam przeczucie, że co najmniej zremisujemy i mam nadzieję, że będę równie dobrym prorokiem, co przed meczem otwarcia.W starciu z Grekami uznawano nas za faworytów, a to dla nas niewygodna rola. Teraz to Rosjanie są zdecydowanym faworytem, a my jesteśmy Kopciuszkiem i w tej roli czujemy się o wiele lepiej. Jerzy Dudek