Gdy latem 2010 roku Cezary Wilk został wykupiony z Korony Kielce przez Wisłę Kraków za 400 tys. zł (dzięki klauzuli w kontrakcie), wydawało się, że przebojem przebije się do podstawowego składu. Tymczasem do tej pory rozegrał tylko 14 spotkań w Ekstraklasie, z czego tylko siedem w podstawowej. jedenastce, a na boisku spędził jedynie 676 minut. W wywalczenia miejsca w wyjściowym składzie "Białej Gwiazdy" nie pomógł mu nawet fakt, że obecnie jest jedynym reprezentantem Polski w Wiśle. Wchodzenie na końcówki spotkań i grzanie ławy na pewno nie pomaga Czarkowi w osiąganiu wysokiej formy i kontynuowaniu rozwoju kariery. INTERIA.PL: Czy był pan zaskoczony powołaniem do kadry na mecze z Litwą i Grecją? CEZARY WILK: Pewne zaskoczenie było, gdyż to jest najsilniejsza reprezentacja, a nie składająca się tylko z zawodników z polskich klubów. Pytam o zaskoczenie, bo po pierwsze nie gra pan regularnie w Wiśle, a po drugie - gdy był pan już na kadrze i to tej słabszej - nie łapał się pan nawet do podstawowego składu. - Zgadza się, ale dla mnie reprezentacja to coś tak wyjątkowego, że warto na nią jechać, aby zagrać choćby minutę. Sam pobyt na zgrupowaniu sprawia mi ogromną radość i frajdę. Widocznie podczas treningów i krótkich występów na boisku przekonał pan do siebie Franciszka Smudę? - Nie można mówić, abym go przekonał. Do tego jeszcze daleka droga. Aby na stałe zadomowić się w kadrze czeka mnie dużo walki na treningach, musiałby rozegrać wiele meczów ligowych na bardzo wysokim poziomie. Trener Robert Maaskant, gdy typował swoją jedenastkę na Euro 2012, wskazał w niej pana. Czy pan też widzi siebie w czerwcu 2012 roku wybiegającego w podstawowym składzie reprezentacji na Stadionie Narodowym? - Każdy z zawodników ma takie marzenia, ale dla mnie najważniejszym jest jednak gra zagranicą, zwłaszcza w Anglii. A jeśli zdarzy się coś innego, to będzie niejako przy okazji. Wywalczenie miejsca w podstawowym składzie Wisły, to chyba podstawowy warunek, aby realnie myśleć o kadrze? - Tak i to obecnie pozostaje moim celem numer "jeden". Ale przychodzi to panu z dużym trudem, zwłaszcza że jedyny konkurent do miejsca w podstawowym składzie - Radosław Sobolewski jest dla trenera Maaskanta bezdyskusyjnym pewniakiem. - Owszem, ale to nie jest powód, aby się w ten sposób tłumaczyć. Trzeba się po prostu brać do pracy, a nagroda z czasem przyjdzie. Czas jednak ucieka. Nie jest pan zniecierpliwiony swoją sytuacją w Wiśle? - Nie. Jeśli chodzi o sprawy sportowe, to staram się być cierpliwy. W życiu prywatnym bywa odwrotnie. Nie żałuje pan, że latem przeszedł do Wisły. W Koronie miał pan bardzo mocną pozycję. Jest pan już w takim wieku, że trzeba regularnie grać, a w Krakowie siedzi pan na ławce rezerwowych. - Zgadza się, ale ja chciałem się rozwijać, zdobywać trofea, zostać mistrzem Polski, grać w europejskich pucharach. Oczywiście moim najważniejszym marzeniem jest wyjazd zagranicę. Uznałem, że Wisła jest idealnym miejscem, aby rozpocząć realizację tego planu. Dlatego absolutnie nie żałuję swojej decyzji. Więcej, z perspektywy czasu jestem coraz bardziej pewny, że postąpiłem słusznie. Wisła jest na czele ligowej stawki i to mówi samo za siebie. Co chciałby pan najbardziej poprawić w swojej grze? - Myślę, że grę w ataku pozycyjnym i umiejętności czysto techniczne. Chciałbym też lepiej kontrolować tempo gry drużyny. W Wiśle ma pan teraz namiastkę gry w zagranicznym klubie. Trener i dyrektor sportowy z Holandii, większość piłkarzy z zagranicy. Jak pan sobie radzi w takim międzynarodowym otoczeniu? - To bardzo ciekawe przetarcie, zwłaszcza dla kogoś kto myśli o wyjeździe. Naszym podstawowym językiem w szatni jest angielski, ale nie mam z tym żadnych problemów. Pan ma łatwiej, bo bardzo dobrze zna angielski? - Bez przesady, ale nie mam problemów dogadywaniem się. Cały czas się doszkalam, to ważne gdy się ma stały kontakt z językiem. W 99 procentach rozumiem to co przekazuje mi trener. Ostatnio wiele się mówiło o tym, że naszą ligę zalewa fala obcokrajowców, którzy blokują miejsce Polakom. - Zupełnie nie rozumiem tego problemu. We wszystkich mocnych ligach europejskich występują zawodnicy zagraniczni. Liczy się tylko to, czy dobrze grają dla danego klubu.