Było to klasyczne spotkanie do jednej bramki. Rzemieślnicy kontra artyści. Trzy spotkania w osiem dni: zero zdobytych bramek, sześć straconych. Miało być do przodu, ofensywnie i optymistycznie. Tymczasem zaczęło się normalnie, a skończyło kompromitacją. Co dalej? Wystawić działa i niszczyć wszystkich? W tym to my Polacy jesteśmy najlepsi! Lepiej chyba zastanowić się nad tym, co dalej, w jakim miejscu jesteśmy i obrać strategię na przyszłość. Z Hiszpanami na mistrzostwach Europy na pewno nie spotkamy się w pierwszej fazie, gdyż będą - podobnie jak my - rozstawieni. Można zatem lekko odetchnąć, ale nie za bardzo. Mecze po sezonie ligowym, tuż przed wakacjami, są bardzo niebezpieczne. Z jednej strony przeciwnicy, którzy się przygotowują do wielkiej imprezy, a z drugiej strony drużyna, która niby jest na boisku, ale myślami przebywa zupełnie gdzie indziej. Niemal każdy zawodnik ma już w kieszeni bilet lotniczy do wakacyjnego kurortu. 0-6 to jedna z najwyższych porażek w ostatnich kilkunastu latach. Wstydu jest dużo, choć stara prawda mówi, że lepiej przegrać raz 0-6 niż sześć razy po 0-1. Do Franka Smudy nie tracę zaufania. Chłop wie, co robi, i myślę, że da sobie radę i za dwa lata będziemy mieli reprezentację na miarę naszych polskich piłkarskich możliwości. No właśnie, a co to znaczy? I w tym jest właśnie problem. Nie traćmy czasu na PR, na opowiadanie i budowanie drużyny na łamach mediów. Nie mówmy, że mamy grać tylko do przodu, że ofensywnie, że z optymizmem, że z dyscypliną, jakiej nie ma w żadnej innej reprezentacji. Piłkarzy dobrych Polska miała wielu. Chyba nawet lepszych od tych dzisiejszych. Sukcesów też nie brakowało. Gdy myślę o okresie 1974-1982, aż mi się nie chce wierzyć! Dwa półfinały mistrzostw świata, dwa trzecie miejsca, a raz piąte-szóste ex aequo z RFN. Specjalnością drużyny była zawsze dobra obrona i szybka kontra. Tym podbijano Europę, to była recepta na sukces, polska szkoła. Aby grać tak, jak czytam w dzisiejszych gazetach, czyli ładnie, do przodu, atakiem pozycyjnym, to trzeba mieć troszeczkę innych piłkarzy. Z tymi można też powalczyć, czy coś wygrać, ale w sposób zupełnie inny, bardziej racjonalny. Franek niech się za bardzo nie przejmuje. Wiem dobrze, że porażki to zawsze wina trenera, a sukcesy są zasługą prawie wszystkich. Jest nad czym pracować, bo Hiszpanie pokazali nam miejsce w szeregu. Na razie, niestety, jest ono prawie na szarym końcu. Dyskutuj na blogu Zbigniewa Bońka ----- Zbigniew Boniek nawiązał współpracę z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.