Często pod swoimi felietonami i blogami czytam: "Co on się wymądrza. Przecież był w PZPN-ie i nic nie zrobił." W latach 1999-2002 byłem w PZPN-ie. Najpierw jako wiceprezes, a potem jako trener reprezentacji. Jalko wiceprezes pracowałem społecznie i wcale się nie zgadzam z malkontentami. W dwa lata, razem z zarządem, choć nieskromnie powiem, że czułem się jako ten, który nadawał ton, udało nam się zrobić wiele konkretnych rzeczy. Oto kilka przykładów. 1. Reprezentacja i jej trener zaczęli wyglądać jednakowo, bo podpisano kontrakty ze sponsorami. 2. Scentralizowano prawa telewizyjne, na którm szablonie pracuje się do dzisiaj (cena 120 mln dolarów za pięć lat)!. 3. Zorganizowano rozgrywki o Puchar Ligi i zmodyfikowano rozgrywki o Puchar Polski, dzięki czemu premie (czytaj:kasa) były kilkanaście razy wyższe, niż dzisiaj. Za wygranie Pucharu Ligi Polonia Warszawa zarobiła 1,5 mln zł - pieniądze nieosiągalne w meczach o późniejszy Puchar Ekstraklasy. 4. Wprowadzono VAT, bo niektórym wydawało się, że stowarzyszeń, jakim jest PZPN i zrzeszone w nim kluby odprowadzanie tego podatku jest nie obowiązuje. 5. Wprowadzono konieczność zdeponowania kontraktów zawodników z klubami w PZPN-ie, co daje im gwarancję otrzymywania wynagrodzenia w sytuacjach konfliktowych. 6. Do federacji wprowadzono cały system komputerowy, internet, pocztę elektroniczną e-mail. Niby śmieszne, ale pamiętam, że ci, których dzisiaj widzę we władzach PZPN-u się przed tym bronili, choć wcześniej związek wyglądał jak za króla "Ćwieczka". 7. Reprezentacja Polski po raz pierwszy miała głównego sponsora. 8. Nie mając żadnego wsparcia w antykorupcyjnych działaniach prokuratury (nikt o nich jeszcze wtedy nie słyszał) za persona non grata uznaliśmy "Fryzjera", a Duszę przepędziliśmy z PZPN-u. Mógłbym wymienić jeszcze kilka punktów i polemizować z antagonistami. OK, ja wcale nie mówię, że jestem cacy. Broń Boże! Nie znoszę jednak zarzutu, że nic nie robiłem lub, że byłem przywiązany do krzesła. Jesienią 2002 roku byłem selekcjonerem w pięciu meczach: dwóch wygranych, dwóch przegranych, jednym zremisowanym. Po ostatnim, gdy do następnego występu naszej kadry zostało cztery miesiące podałem się do dymisji. Moja przygoda w roli selekcjonera została oceniona przez pryzmat porażki z Łotwą. Tylko o tym spotkaniu się mówiło. OK, nie zamierzam szukać żadnego alibi. Powiedziałem, że to ja jestem trenerem i ponoszę pełną odpowiedzialność za wynik i nikogo nie obwiniałem. Dymisja nie miała podłoża sportowego, ale to już nikogo nie interesowało. Były tylko obelgi, fałszywe kreowanie rzeczywistości. Zostawiłem reprezentację i od 2002 roku stoję z boku. Widząc, w którą stronę idzie nasza piłka 14 miesięcy temu wystartowałem o fotel prezesa. Przegrałem godnie. Z nikim się nie ustawiłem. Wiedziałem, czego chcę i miałem przekonanie, że wespół z ludźmi, których zaprosiłbym do współpracy, jestem w stanie zmienić segment organizacyjny polskiego futbolu. Na sali wśród delegatów miałem minimalne szanse, ale nie zamierzałem wchodzić w żadne układy. Z nikim. Wybrałem opcję: albo jestem prezesem, albo aut. Kilka miesięcy temu zadzwonił "towarzysz" Olkowicz proponując mi współpracę. Odpowiedziałem krótko: "Grazie, nie". Nie będąc przekonany, że ten model zarządzania jest dobry po prostu się nie pcham do PZPN-u. A co robią inni? Wszyscy krytykują PZPN. Że stary, że beton, że niereformowalny, że do likwidacji, że korupcja, że brak kompetencji, że dyletanctwo... Dziwne, że ci, którzy krytykują (Wałdoch, Koźmiński, Smokowski - to tylko niektóre nazwiska) byli chętni do pracy z takim związkiem. I to mnie trochę śmieszy. Wszyscy krzyczą, nadają, a jak tylko zadzwonią z PZPN, to nagle zgłaszają swoją gotowość. Pamiętam, jak przyjaciel z Bydgoszczy - prezes Nowak piał na związek na zjeździe. Po 12 miesiącach zaproszono go do zarządu. I natychmiast zmienił zdanie. Panowie, wstyd! Na waszym tle lepiej wypadł często ośmieszany Greń, który jako jedyny obecnemu porządkowi powiedział: "dość". W życiu jak się ma do czegoś przekonanie, jak się ma swoje zdanie, to trzeba mieć też trochę godności. I na dźwięk telefonu z PZPN-u umieć odpowiedzieć: "Dziękuję, mnie to nie interesuje. Nie z wami". *** TU ZNAJDZIESZ WSZYSTKIE FELIETONY ZIBIEGO, zobacz również OFICJALNY BLOG ZBIGNIEWA BOŃKA! *** CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kadra na warunkach PZPN-u, a nie Smudy Kołtoń: Fortepian Smudy, ale kto na nim gra? Sensacyjne zmiany w sztabie Smudy Koźmiński: O pieniądzach nawet nie rozmawialiśmy Wałdoch wystrychnięty na dudka! Zwolnił się z Schalke, a PZPN go nie wziął! Zbigniew Boniek nawiązał współpracę z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.