Stadion Narodowy wywarł na mnie wielkie wrażanie, ale sam mecz wypadł już znacznie słabiej. Gdy zobaczyłem gotowy do rozegrania meczu Narodowy, naszła mnie myśl: "Ten obiekt kosztował 500 mln euro? Za takie wspaniałe cacko warto by zapłacić dużo, dużo więcej!". Do tej areny trzeba się jednak przyzwyczaić. Jest wielka, wygodna, w niektórych aspektach być może nawet przytłaczająca. Kibiców nie słychać tak dobrze, jak na innych naszych stadionach Euro 2012, ale fajnie, że piłkarze mieli okazję zagrać na Narodowym chociaż raz przed rozpoczęciem mistrzostw. Ograniczyć mecze towarzyskie A co można powiedzieć o samym meczu? Coraz częściej dochodzę do wniosku, że liczbę meczów towarzyskich należy ograniczyć do minimum. Granie na pół gwizdka dziś nikogo nie może podniecać, więc wyciąganie daleko idących wniosków mija się z celem. Szczęsny jak zwykle dobry, po Obraniaku widać, że zaczął grać po zmianie klubu, bo wygląda o niebo lepiej niż trzy miesiące temu. Na przykładzie Jelenia widać było jednak, że powoływanie piłkarzy, którzy w spotkaniach ligowych grzeją ławę, mija się z celem. To zwykła strata czasu. Tacy piłkarze odstają od tych grających pod każdym względem. Trudno być przydatnym w reprezentacji, jak się nie gra w klubie. Zaległości w grze widać na każdej płaszczyźnie i można śmiało postawić tezę, że także Sebastian Boenisch, jeżeli nie zacznie grać w Werderze, naszej kadrze nie pomoże. Chęci, to jest jedno, ale forma i gotowość, to już zupełnie co innego. Kamil Grosicki powinien dostać szansę i miał ją wykorzystać. Szkoda, że nie grał dłużej, a przede wszystkim, że nie grał na swojej pozycji. Powinien być ustawiony szeroko - po lewej, albo po prawej stronie. Kilka minut i to jeszcze na szpicy, to za mało w stosunku do tego, co wszyscy oczekiwaliśmy, aczkolwiek trzeba przyznać, że "Grosik" jest w formie. Ciekawe, dlaczego Franek Smuda - jako jedyny selekcjoner w Europie - powołuje tylko dwóch napastników na mecz towarzyski? Nie dziwmy się zatem, że później nie możemy trafić do siatki rywala. Franek zaczynał "od zera", a wstawia ciągle tych samych Mecz z Portugalią zakończył przedostatni etap przygotowań do Euro, a także częściowo selekcję. Smuda zaczął pracę z kadrą w październiku 2009 roku, meczem z Rumunią. Na każdym kroku podkreślał, że musi zacząć pracę od zera, że poprzednik nie zostawił mu nic, tylko wypaloną ziemię, że selekcja będzie bardzo długa, uciążliwa i wyczerpująca. Konfrontacji z rzeczywistością te słowa jednak nie wytrzymują. W meczu z Rumunią rozegranym 14 listopada 2009 roku w drużynie selekcjonera-debiutanta Smudy, w ofensywie grali następujący zawodnicy: Błaszczykowski, Dudka, Obraniak, Kosowski, Lewandowski i Jeleń, czyli prawie wszyscy, którzy grają także do dzisiaj. Zmieniła się tylko obsada bramki i obrony, ale to również z pozasportowych przyczyn. Franzowi Smudzie nie udało się wprowadzić do drużyny żadnego nowego piłkarza, którego dziś można by nazwać liderem tej reprezentacji. Trochę dziwnie wyglądają te grudniowe zgrupowania reprezentacji Polski występującej wówczas w ligowym składzie. Smuda ich sensowności bronił strasznie zaciekle, a realia są takie, że żaden ze sprawdzanych w grudniu chłopców nie będzie miał szans na Euro 20012 zagrać. Nowy ekspert. Nie za późno? Ważny, albo nawet najważniejszym aspektem przed takim turniejem, jak mistrzostwa Europy jest przygotowanie fizyczne zawodników. Tymczasem my dopiero teraz wprowadzamy do kadry nowego eksperta w tej dziedzinie. Zmiana na stanowisku fizjologa na trzy miesiące przed Euro 2012 jest trudna do zrozumienia. Zamiast już teraz w pocie czoła pracować nad przygotowaniem formy fizycznej na Euro, wykorzystując doświadczenia z ostatnich dwóch lat dotychczasowego fachowca od motoryki (Adama Rothsteina - przyp. red.), nowy trener (Barry Solan - przyp. red.) będzie musiał dopiero poznawać organizmy piłkarzy. Kończąc, chcę przytoczyć cytat Smudy, który mówił przed spotkaniem z Portugalią: "Już wiem, co będę robił po Euro." Nikogo to specjalnie w naszym kraju nie poruszyło. Zastanówmy się jednak - który do tej pory nie rozegrał z kadrą ani jednego meczu o punkty, który nie wie, co to jest prawdziwe zwycięstwo, albo prawdziwa porażka, stoi przed wielką, życiową szansą, bo Euro 2012 to jest historia polskiej piłki i może też być historią samego Smudy, Dziwię się więc, że Franek już teraz otworzył sobie furtkę ewakuacyjną, na wypadek fiaska akcji Euro 2012 i sugeruję, jakoby się dogadał na pracę z prezesem jednego z klubów Ekstraklasy. Zatem Euro 2012 ma się dopiero zacząć, a nasz selekcjoner już myśli o tym, co będzie robił po nim?! No cóż, mam nadzieję, że to nie spowoduje żadnych komplikacji w układzie trener - zawodnicy i kibice i nie wpłynie to negatywnie na rezultat sportowy. Wątpliwości i tak są - im bliżej Euro, tym atmosfera będzie bardziej gorąca, a takie deklaracje Smudy nie wróżą nic dobrego. *** Zbigniew Boniek współpracuje z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2. Zapraszamy na bloga Zbigniewa Bońka!