Jakub Błaszczykowski w starciu z Grekami w pełni wywiązał się z roli kapitana, lidera zespołu. Wypracował bramkę, podrywał drużynę do walki, a także twardymi, agresywnymi wejściami dawał przykład kolegom, jak należy walczyć w tak ważnych meczach. Co ciekawe, statystyki pokazały, że "Błaszczu" faulował cztery razy, podczas gdy sam był faulowany trzykrotnie. Po meczu miał marsową minę, jak chyba wszyscy "Biało-czerwoni". INTERIA.PL: Jesteś zadowolony z tego, jak zespół zniósł olbrzymi ciężar meczu? Jakub Błaszczykowski, kapitan reprezentacji Polski: - Jak najbardziej. Przecież szczególnie w pierwszej połowie było widać, że prezentowaliśmy się naprawdę dobrze i mogliśmy strzelić o jedną - dwie bramki więcej. Wówczas, przy wyższym prowadzeniu grałoby nam się znacznie lepiej. Niestety, nie stało się tak, przez co nasza gra w drugiej połowie nie wyglądała już tak różowo. Nie spodziewaliśmy się, że dostaniemy po przerwie dwa mocne ciosy, pierwsza połowa nie zapowiadała nic złego. Tym bardziej że przez pewien czas mieliśmy o jednego zawodnika więcej, ale cóż - głowa do góry! Właśnie, dlaczego macie takie smutne twarze? Na wszystkich dużych imprezach po MŚ 1986 roku wypadaliśmy z gry o wyjście z grupy właściwie już po pierwszym, przegranym meczu, a ten remis nie zaprzepaszcza waszych szans nawet na wygranie grupy A! - To prawda, ten remis niczego jeszcze nie przekreślił, cały czas jesteśmy w grze o awans. Teraz czeka nas starcie z Rosjanami i będziemy się starali uniknąć błędów, które popełniliśmy w spotkaniu z Grekami, a maksymalnie wykorzystać te, które zrobią Rosjanie. Grecja czymś cię zaskoczyła? - Nie szczególnie. Poza stałymi fragmentami gry, Grecy nie mieli przed przerwą żadnych sytuacji. Tymczasem po wrzutce z naszej lewej strony stało się... Później dostaliśmy drugi cios - rzut karny, czerwona kartka i po tych wydarzeniach sytuacja na boisku całkiem się zmieniła. Cały czas mam poczucie, że był to zespół do ogrania i może dlatego jest na mojej twarzy taka mina. Analizując jednak całkiem obiektywnie, remis jest wynikiem sprawiedliwym. Owszem, w pierwszej połowie mogliśmy wykorzystać więcej sytuacji, strzelić jeszcze jedną - dwie bramki, a gdybyśmy to zrobili, to rozmawialibyśmy teraz w innych humorach. Może pocieszy cię fakt, że nawet hiszpańska "Marca" napisała, że to jeden z ładniejszych meczów otwarcia? - Z perspektywy postronnego obserwatora można tak ująć, bo ciężko było przewidzieć, że padną dwie bramki po ładnych akcjach, będą dwie czerwone kartki, jeden rzut karny i to na dodatek obroniony. Dlatego dla kibica to było fajne do oglądania widowisko, ale my o tym meczu musimy jak najszybciej zapomnieć. "Grecja", to już jest dla nas historia. Teraz pora na regenerację sił, bo każdy z nas zostawił sporo zdrowia na boisku i każdy z nas odczuwa ten mecz w kościach, ale ta regeneracja musi przebiegać jak najszybciej, byśmy zdążyli optymalnie przygotować się do meczu z Rosjanami. W pierwszej połowie pokonaliście aż o cztery kilometry więcej niż rywal, biegaliście, wchodziliście wślizgami, podwajaliście krycie rywala. W drugiej zapłaciliście za to frycowe? - Wydaje mi się, że tak. W pierwszej połowie bardzo często odbieraliśmy piłkę na połowie rywala, a to kosztowało naprawdę sporo zdrowia, bo każdy musiał sporo biegać, a spora część tego biegania, to były sprinty. Mieliśmy nadzieję, że w drugiej połowie będziemy mieli na boisku więcej miejsca i więcej czasu po to, aby pograć piłką, lepiej przygotować akcję, ale zupełnie zaskoczył nas nagły zwrot sytuacji. Polski tercet z Borussii Dortmund nie zawiódł. - To nie ma żadnego znaczenia, bo liczy się tylko dobro całej drużyny. Jeżeli możemy pomóc naszymi zagraniami, to fajnie, ale nie ma to aż tak wielkiego znaczenia, jeśli nie wygrywamy meczów. Wiem, że strzeliliśmy gola po akcji z prawej strony, ale ostatecznie wynik jest remisowy, więc nie do końca jesteśmy zadowoleni. Michał Białoński, korespondencja ze Stadionu Narodowego Zobacz wyniki i tabelę grupy A Polacy, nic się nie stało! - Dyskutujcie o meczu Polska - Grecja