Zwycięska premiera w Łodzi. Padło 5 ciosów. To ma być początek złotej ery
Widzew Łódź pokonał 3:2 Radomiaka Radom w 12. kolejce Ekstraklasy. Gospodarze dwukrotnie wychodzili na dwubramkowe prowadzenie, ale o komplet punktów musieli drżeć do ostatnich sekund. Zwycięski debiut w roli trenera zaliczył Igor Jovicević, który otwarcie obiecuje kibicom powrót złotej ery RTS. Goście polegli po trzech ligowych potyczkach bez porażki.

- Będziemy razem walczyć o to, żeby Widzew był tak wielki jak w latach 80. i 90. Chcę zaszczepić mentalność zwycięzcy. Mamy walczyć tak, jakby każdy mecz był naszym ostatnim - te słowa na przedmeczowej konferencji prasowej wypowiedział Igor Jovicević, nowo mianowany szkoleniowiec łodzian.
51-letni Chorwat starciem z Radomiakiem debiutował w polskiej Ekstraklasie. Zdawał sobie sprawę z presji, jaką go obarczono. Jako trener był mistrzem Ukrainy i Bułgarii, a w Champions League grał przeciwko gigantom europejskiej piłki. Już w piątkowy wieczór oczekiwano od niego więcej, niż mógł zagwarantować.
Widzew uderza już w 7. minucie i zgarnia pełną pulę. Udana premiera Igora Jovicevicia
Pierwsze minuty należały do Radomiaka. Ataki gości wyglądały tak, jakby to u nich debiutował nowy trener. Ale animuszu starczyło im na bardzo niewiele.
Już w siódmej minucie Widzew prowadził 1:0. Po długim wyrzucie z autu głową uderzał Mateusz Żyro. W tej sytuacji udaną obroną popisał się Filip Majchrowicz, ale wobec dobitki Sebastiana Bergiera był już bezradny.
Ten sam zawodnik mógł wpisać się na listę strzelców kwadrans później. Jego kolejny groźny strzał głową z trudem zatrzymał Majchrowicz. Ale w 38. minucie skapitulował po raz drugi. Tym razem centrę z głębi pola idealną "główką" wykończył Peter Therkildsen.
Dwubramkowe prowadzenie nieco rozluźniło szyki obronne łodzian. Ekipa z Radomia zdołała to wykorzystać jeszcze przed przerwą. Na piątym metrze głowę idealnie przystawił do piłki Romario Baro i było już tylko 2:1.
W pierwszym kwadransie po zmianie stron dwie znakomite okazje bramkowe zmarnował Fran Alvarez. Najpierw stanął oko w oko z golkiperem Radomiaka i uderzył prosto w niego, a w kolejnej akcji z dogodnej pozycji huknął nad poprzeczką.
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, tyle że... nie tym razem. Trzy minuty po wejściu na plac gry gości dobił Lindon Selahi. Skorzystał z niefortunnej interwencji jednego z defensorów, przymierzył idealnie w "okienko" i zrobiło się 3:1.
To nie było ostatnie trafienie tego wieczoru. W ostatniej minucie kontaktową bramkę zdobył jeszcze Maurides. Ale gospodarze nie dali sobie zrobić większej krzywdy.
Dzięki wygranej łodzianie minęli w tabeli dzisiejszego rywala, zarazem kończąc jego passę trzech ligowych potyczek bez porażki.













