<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, gole</a> Jeszcze rok temu nikomu w Polsce nie przyszło na myśl, że w polskiej Ekstraklasie sędziów będzie wspomagał system wideo, zwany VAR-em. Tym bardziej, że przy wprowadzaniu go sceptyczny był sam prezes PZPN-u. - Zauważyłem jednak, że najpoważniejsze ligi idą w tym kierunki, więc postanowiliśmy je wyprzedzić - opowiada Boniek na spotkaniu z klubami i mediami, zorganizowanym na PGE Narodowym, by podsumować pierwsze miesiące Lotto Ekstraklasy z VAR-em. (Wiel)błąd impulsem do postępu Wszystko zaczęło się od gola zdobytego ręką przez Rafała Siemaszkę w meczu Arki z Ruchem Chorzów, czego nie zauważył sędzia Tomasz Musiał. Wydarzenie to położyło się cieniem na końcówce sezonu ligowego, sam sędzia Musiał, który jest zaliczany do ścisłej czołówki krasą krajowych arbitrów, przez kilka dni chodził jak struty, bo wiedział, że nawalił. - Teraz możemy mówić o sędziach wszystko, ale nikt im nie zarzuci kardynalnego błędu, a już na pewno nikt go nie popełnił celowo, jak w czasach korupcji, przez które straciliśmy większość arbitrów i właściwie nie mamy dziś takich w wieku 45 lat i starszych. Jesienią doszło tylko do jednego błędu, w którym nawet VAR nie pomógł - podkreśla Boniek. Ta jedna nieprawidłowość dotyczyła meczu Śląsk - Cracovia, w którym Szymon Marciniak podyktował rzut karny na korzyść gospodarzy, po konsultacji z VAR-em. Sęk tym, że konsultacja dotyczyła miejsca zdarzenia (przed polem karnym czy w jego obrębie), a nie faktu, czy faul miał miejsce - akurat tego Marciniak był pewny i ta pewność go w tym wypadku zgubiła. Nie zmienia to faktu, że Marciniak, wraz z Pawłem Gilem są filarami VAR-u. Odpowiadają za szkolenie sędziów, piłkarzy i trenerów, wprowadzają do bazy IFAB-u (International Football Association Board) analizowane przez VAR sytuacje. Po ręce Siemaszki wydarzenia potoczyły się tempem dobrego kina akcji. Boniek spotkał się z szefem departamentu rozgrywek Łukaszem Wachowskim, na którego barki spadło ekspresowe wprowadzenie systemu w Polsce. W czerwcu odbyły się pierwsze szkolenia, spośród czterech ofert wybrano firmę dostarczającą obraz i system powtórek z 17 kamer (należący do Ekstraklasy Live Park), a w już lipcu, w spotkaniu o Superpuchar zadebiutował VAR. Niedługo potem mieliśmy go w lidze. Najpierw jeden mecz w kolejce, od września trzy, a od listopada siedem na osiem. Ostatnio PZPN zakupił trzeci wóz, dzięki czemu od lutego, w każdym spotkaniu ligowym sędziowie będą mieli wsparcie technologii, przy podejmowaniu czterech kluczowych decyzji: Padł gol czy nie, był rzut karny czy nie, powinni pokazać czerwoną kartkę czy nie, a także który zawodnik popełnił przewinienie. - Jasne, że tempo wprowadzania VAR-u było zawrotne, ale nie nazwałbym tego wrzuceniem na głęboką wodę. Wszystko dzięki ludziom, jakich miałem do pomocy. Jak choćby koledzy Miklas i Serafin z Live Parku, czy sędziowie Marciniak i Gil - podkreśla Wachowski. VAR eliminuje tylko rażące błędy IFAB analizuje każdą sytuację z użyciem VAR-u. Jest kilka nadrzędnych zasad. Jedna z nich głosi, że asystent wideo wkracza do akcji w wypadku rażącego błędu sędziego. - Jeśli mamy ewidentnego karnego, którego by podyktowało 90 procent sędziów, wówczas podpowiadamy sędziemu głównemu, aby obejrzał powtórkę sytuacji, w której puścił grę. Jeśli jednak sytuacja jest dyskusyjna, z gatunku 60 na 40, wóz VAR nie ingeruje - opowiada Paweł Gil. W słowniku sędziów i IFAB-u niejednoznaczne, dyskusyjne zdarzenia określane są jako "szara strefa". Przy nich wóz VAR milczy i zostawia decyzję w rękach sędziego boiskowego. Jak dotąd w Ekstraklasie sędziowie VAR rekomendowali arbitrom 40-krotnie obejrzenie powtórki ze zdarzeń, które umknęły ich uwadze. W 36 przypadkach doszło do zmiany decyzji sędziego. Tylko czterokrotnie, po obejrzeniu zapisu wideo, sędziowie pozostali przy pierwotnym postanowieniu. Dwukrotnie zdarzyło się to sędziemu Marciniakowi oraz po razie Musiałowi i Tomaszowi Kwiatkowskiemu. - Najważniejsze jest to, że od momentu wprowadzenia VAR-u wszyscy sędziowie po meczach wsiadają do samochodu ze świadomością dobrze wykonanej pracy. Żadnego z nich nie gryzie sumienie, że zepsuł mecz, wypaczył jego wynik - podkreśla Boniek, który ma świadomość, że nawet system powtórek wideo nie wyeliminuje wszystkich pomyłek sędziowskich. Najważniejsze, że wykluczył te kardynalne. Na spotkaniu podsumowującym pierwsze miesiące z VAR-em sędzia Gil pokazał kilka przykładów użycia systemu. Mogliśmy się przekonać jak to działa od kuchni, jakie emocje panują w wozie VAR, gdzie sędziowie gorączkowo poszukują optymalnego ujęcia kamery, które rozwieje wszelkie wątpliwości. Pada i łacina kuchenna, a jakże, wszak na decyzję z wozu VAR czeka cały stadion, cała Polska, a kibice zaraz zaśpiewają "Je... PZPN". "’Musiałek’! Tu Szymon. Nielsen złapał za koszulkę!" Sytuacja z doliczonego czasu do I połowy w meczu Lechia - Lech pokazała niebezpieczeństwa związane z VAR-em. Sędzia Musiał nie zauważył faulu obrońcy "Kolejorza" Nielsena na Marcu Paixao. Poznaniacy przeprowadzili kontratak, w jego trakcie siedzący w wozie Szymon Marciniak zaalarmował: "’Musiałek’, tu Szymon. Nielsen złapał za koszulkę! Choć obejrzyj sobie powtórkę zza bramki". Po zakończeniu kontrataku Musiał wstrzymał grę i ogłosił piłkarzom po angielsku: "We are checking penalty" (Sprawdzamy, czy nie było karnego). Sędzia obejrzał zapis wideo, wskazał na ekran i podyktował rzut karny. "Plus żółta dla Nielsena" - przypomniał Marciniak. IFAB ocenił tę ingerencję VAR-u za prawidłową. - Sędzia nie widział faulu - uzasadniła komisja FIFA. Obecny na spotkaniu ws. VAR-u prezes Pogoni Jarosław Mroczek zagaił: "A co by było, gdyby Lech strzelił bramkę w kontrze?" - Bramka zostałaby anulowana i podyktowany byłby rzut karny - wyjaśnił Gil. Zresztą do podobnej sytuacji z anulowaniem gola przez VAR, który wymusił powrót do wcześniejszego zdarzenia, doszło ostatnio w Holandii i wywołało to niemały skandal. Gdyby natomiast w trakcie akcji poprzedzającej analizę wideo doszło do brutalnego faulu, zdarzenie to nie zostałoby unieważnione, jak np. strzelony gol. Brutal zostałby usunięty z boiska. Chaos w meczu Lechia - Cracovia Sukces rodził się w bólach. W pierwszej kolejce, w meczu Lechii z Cracovią co jakiś czas strzelali gola, którego Szymon Marciniak nie uznawał. Trener "Pasów" Michał Probierz się pieklił, Marciniak wracał do poprzedniej akcji, od której upłynęło ponad minutę, a telewizja pokazywała powtórkę zupełnie innego zdarzenia. Pełen galimatias. Szybko jednak została usprawniona komunikacja wozu VAR z tym realizującym transmisję telewizyjną. Dzięki temu widzowie i komentatorzy otrzymują - Anglicy, Niemcy i Włosi zaczęli wprowadzać VAR wcześniej od nas, wydając na to znacznie więcej pieniędzy, a jednak do poprowadzenia meczu towarzyskiego Anglia - Niemcy zaproszono sześciu naszych sędziów, bo VAR u nas działa najbardziej sprawnie - chwali prezes Boniek. W marcu zapadnie decyzja, czy technologia powtórek wideo zostanie zastosowana podczas mundialu w Rosji. Aż dziw bierze, że to jest jeszcze kwestią sporną. - Według mnie to jest formalność. VAR pojedzie do Rosji na pewno. FIFA nie może sobie pozwolić na większe skandale, z nieuznaniem prawidłowo dobytej bramki na czele - uważa Boniek, który zasiada także w Komitecie Wykonawczym UEFA, a szef FIFA Gianni Infantino jest jego dobrym znajomym, więc prezes PZPN-u raczej wie, co w piłkarskiej trawie piszczy. W PZPN-ie głowią się jeszcze jak uczynić VAR bardziej przyswajalnym dla kibiców siedzących na stadionie. Na razie otrzymują suchy komunikat: "Trwa weryfikacja VAR". Nie wiedzą jednak o jakie zdarzenie chodziło, a FIFA, ze względów bezpieczeństwa, by nie rozbudzać dodatkowych emocji, zabrania wyświetlania na telebimach powtórek spornych sytuacji, Kibice na trybunach nagle widzą, że sędzia np. cofa akcję na drugą stronę boiska i dyktuje rzut karny. Nikt nie ma pojęcia po faulu kogo na kim, czy może po zagraniu ręką. Pomni dawnych czasów z ustawianiem meczów fani, mogą podejrzewać, że znowu ktoś "kręci lody". Brakuje jasnego komunikatu spikera: powtórki wykazały, że zawodnik X faulował piłkarza Y. Linia spalonego jak bomba do betoniarki Ożywienie w dyskusji wywołała potrzeba - zdaniem przedstawicieli Canal+ Sport - rysowania linii spalonego sędziom w wozie VAR. Zarówno Paweł Gil, Boniek, jak i ludzie z Live Parku byli przeciwni temu pomysłowi. Z kilku powodów. Nadrzędny jest taki, że jeśli zachodzi potrzeba rysowania linii ofsajdu, to znaczy, że sytuacja jest wielce dyskusyjna. VAR ma ingerować w tych czarno-białych. Po drugie, przygotowanie takiej grafiki to czasochłonne zadanie. - My, podczas meczu nie mamy tak wiele czasu na grafikę z linią jak wy, przygotowując studio pomeczowe. Przede wszystkim jednak nie ma technologii przygotowującej taką linię. Decyduje moment, w którym piłka dotyka nogi podającego, a nie moment, w którym traci z nią kontakt. Przesunięcie stopklatki o jednego piksela w lewo czy w prawo diametralnie zmienia ocenę sytuacji. Sami w programach rysujecie linię tak, a nazajutrz inaczej i to z tej samej sytuacji. Dlatego komplikowanie VAR-u o linię spalonego jest jak wrzucanie bomby do betoniarki - uważa Marcin Serafin z Live Parku. Z PGE Narodowego Michał Białoński