Mecz Lecha z Pogonią na stadionie przy Bułgarskiej obserwowało z trybun ponad 32 tysiące widzów. Zobaczyli świetne widowisko, pełne emocji i... kontrowersji. Cztery bramki, dwa rzuty karne, kilka żółtych kartek i brak tej jednej czerwonej - to wszystko wydarzyło się w stolicy Wielkopolski. Lech zremisował z Pogonią 2-2, po bramkach Jespera Karlstroma i Mikaela Ishaka dla gospodarzy oraz Kamila Grosickiego i Alexandra Gorgona dla Pogoni. Kluczowe wydarzenie z hitu w Poznaniu. To wywołało największe kontrowersje Kluczowe wydarzenie dla oceny pracy arbitra Pawła Raczkowskiego miało miejsce w 45. minucie, gdy Lech wyprowadzał kontratak, a obrońca "Portowców" Kostas Triantafyllopulos taktycznie sfaulował Afonso Sousę. Z punktu widzenia Lecha, największą korzyścią dla tej drużyny byłaby sytuacja, w której Raczkowski przerwałby grę i pokazał drugą w meczu kartkę greckiemu obrońcy gości. Sędzia z Warszawy wybrał inny wariant - uznał, że Lech skorzysta z przywileju korzyści, choć akcja toczyła się 65 metrów od bramki rywali, a jedyny mogący kontynuować akcję gracz poznaniaków Pedro Rebocho nie miał już żadnej przewagi. W tej sytuacji sędzia nie mógł już pokazać żółtego kartonika, Triantafyllopulos grał do samego końca. Za chwilę zaś Pogoń wywalczyła rzut karny i przed przerwą wyrównała na 1-1. Mecz zaś skończył się remisem 2-2. Trener Lecha wściekał się na sędziego. Już przed meczem miał się dziwić tej obsadzie Po spotkaniu trener Lecha John van den Brom irytował się na arbitra Raczkowskiego. - Normalnie nic nie mówię o arbitrach, ale ten dla Lecha jest najgorszy w całej Polsce. Topowe mecze wymagają topowych arbitrów, a ten był właśnie topowy. Najgorsza rzecz dotyczyła braku drugiej żółtej kartki dla piłkarza Pogoni. Nie tylko chodzi o decyzję, ale o to, jak próbował ją tłumaczyć. To było absurdalne i nie chce mi się go słuchać, bo jest nieszczery w tych tłumaczeniach. Po raz szósty jego decyzje wpływają na wynik - mówił poirytowany van den Brom na oficjalnej konferencji prasowej. Za takie słowa może go spotkać kara finansowa, ale w Lechu wliczyli ją już w koszty. Już przed spotkaniem Holender chciał mówił, że dziwi się wyznaczaniu Raczkowskiego na spotkania jego drużyny. W klubie doradzono mu, by powstrzymał się z wygłaszaniem takiej opinii. Po spotkaniu już nie wytrzymał. Tak wygląda tabela Ekstraklasy - kto bliżej gry w pucharach? Spokojny głos z szatni Lecha. Od... jednego z najmłodszych piłkarzy w drużynie Spokojniej do sprawy podszedł młody pomocnik Lecha Filip Marchwiński, który na boisku pojawił się w drugiej połowie i zaliczył asystę przy golu na 2-2 Mikaela Ishaka. - Na pewno było kilka kontrowersji, ale nie chcę naskakiwać na sędziów, nie moja to rola. Trzeba to wszystko obejrzeć na chłodno, to podstawa, bo teraz jesteśmy jeszcze rozemocjonowani - opowiadał. - Sędziom też się błędy zdarzają, jak i nam, piłkarzom. To część tego sportu - zaznaczył Marchwiński. Czy piłkarze Lecha czuli się oszukani przez sędziego, bo przez ponad 45 minut, wliczając czas doliczony do pierwszej połowy, powinni grać w przewadze? - Powiedzieliśmy sobie w przerwie, by nie zawracać sobie tym głowy i skupić się na graniu. Wiadomo, taka sytuacja w głowie jednak zostaje. Nie było łatwo z tym grać, ale daliśmy radę. Szkoda, że nie strzeliliśmy na 3-2, bo w drugiej połowie kontrolowaliśmy mecz. Pogoń nie stwarzała już raczej sytuacji, my mieliśmy ich więcej, więc czujemy się lekko zawiedzeni - dodał Marchwiński. Na osiem kolejek przed końcem sezonu trzeci Lech ma trzy punkty przewagi nad czwartą Pogonią. Piąta Warta Poznań oraz szósty Widzew Łódź tracą do "Kolejorza" po sześć punktów.