Legia Warszawa miała być kiedyś jak Dinamo Zagrzeb. Taki pomysł na budowę klubu zrodził się w głowie Dariusza Mioduskiego kilka lat temu. Zatrudnienie Romeo Jozaka jako trenera, choć ten nigdy nim nie był, skończyło się jednak fiaskiem; nie zmieniło tego nawet zdobycie mistrzostwa przez asystenta Jozaka, Deana Klafuricia. Koncept kopiowania wzorców, także tych z przynoszącej fortunę akademii Dinama (których autorem był m.in. związany przez wiele lat z tym zespołem Jozak) nie przyniósł skutku i w końcu go porzucono. Teraz Legia ma okazję dotknąć pierwowzoru tamtej idei. Środowy mecz może być lekcją futbolu i nauczką, że droga na skróty nie popłaca. Może być także dowodem na to, że klub można zbudować bez oglądania się na innych. Dla Mioduskiego ten dwumecz to także kolejna okazja, aby w końcu dogonić europejskie podboje jego poprzednika, Bogusława Leśnodorskiego. I chociaż łatwo nie będzie, to Dinamo wydaje się zespołem w zasięgu aspiracji Legii. Czy jest także w zasięgu piłkarskim? Przekonamy się już w środę o godz. 20. Transmisja w TVP 2 i TVP Sport., a tekstowa w Interii Stadion niczym wehikuł czasu Fasada klubu nie jest zbyt imponująca. Stadion Maksimir, na którym zostanie rozegrany pierwszy mecz, to relikt epoki, wehikuł czasu. Na każdym kroku widać tu próbę przypudrowania rzeczywistości - budzące grozę windy, prowizoryczne remonty, odpadający tynk i fatalny stanu technicznego obiektu. Polacy nie muszą mieć w tym przypadku kompleksów, bo w domu Dinama nie widać inwestycji dziesiątek zarobionych przez lata milionów euro. Co prawda, w Zagrzebiu od dawna plotkuje się o przebudowie Maksimira, który zbudowano ponad sto lat temu, w 1912 roku(!), ale do tego wciąż jest bardzo daleko. Znacznie większe wrażenie robi to, co Dinamo ma w środku. Nie stadionu, a drużyny. Kwoty na jakie wyceniani są zawodnicy Dinama dla legionistów nigdy nie były i długo nie będą osiągalne. Portal Transfermarkt.de na ponad 10 mln euro szacuje wartość m.in. Dominika Livakovicia, Lovro Majera, Mislava Oršicia, Luki Ivanušeca i Bruno Petkovicia. Znany z gry w Ekstraklasie Sandro Kulenović w ostatnich meczach nie mieści się nawet na ławce rezerwowych i w Zagrzebiu mówi się, że wkrótce opuści klub. Próbowaliśmy porozmawiać z nim oraz innymi zawodnikami, ale wszyscy dostali zakaz rozmów z zagranicznymi mediami. "Legia? Jaka Legia? Tylko Crvena!" Na przedmeczowej konferencji prasowej trener Dinama Damir Krznar mówił o Legii w ciepłych, choć jednocześnie pełnych kurtuazji słowach. Chorwat nie krył zresztą, że Polacy są dla niego po prostu kolejną przeszkodą na drodze do pucharów. - To mecz, który - jeśli wszystko pójdzie dobrze - zaprowadzi nas do 4. rundy. Dzięki temu zrealizujemy główny cel, czyli wejście do Ligi Europy oraz możliwość walki o awans do Ligi Mistrzów - powiedział. Podobne nastawienie widać w miejscowej prasie. Trudno w niej znaleźć wywiady z byłymi piłkarzami Legii, którzy w swoim życiorysie mają także Dinamo. A tych przecież w przeszłości było kilku: Ivica Vrdoljak, Domagoj Antolić... Więcej miejsca niż Legii poświęca się w mediach Crvenie Zvezdzie Belgrad, czyli potencjalnemu rywalowi Dinama w kolejnej fazie eliminacji. Jeśli Chorwaci ograją Legię, a Crvena Zvezda upora się z Sheriffem Tyraspol, to w finale batalii o Champions League zobaczymy emocjonujące bałkańskie derby. - Legia? Żadna Legia! Tylko Crvena Zvezda! Na ten mecz czekamy, to budzi nasze emocje. Legia to tylko przystanek. Awans to nasz obowiązek. A później cała Chorwacja będzie oglądała wojnę z Serbami - powiedział Interii jeden ze spotkanych pod stadionem kibiców. Michniewicz próbuje zdejmować presję We wtorek legioniści wylecieli z Warszawy do Zagrzebia. Tego samego dnia piłkarze Czesława Michniewicza odbyli oficjalny trening na stadionie Maksimira. Początkowo zajęcia miały być otwarte dla mediów tylko przez pierwszy kwadrans, ale w ich trakcie trener zmienił zdanie i poinformował, że dziennikarze mogą oglądać piłkarzy do końca. Obserwując ustawienie na treningu można wywnioskować, że Legia zagra w składzie: Boruc - Hołownia, Jędrzejczyk, Wieteska - Mladenović, Juranović - Martins, Slisz, Lopes, Luquinhas - Emreli. W Zagrzebiu odbyła się także konferencja prasowa z udziałem Michniewicza i Mateusza Wieteski. To, co dało się zauważyć, to próba zdejmowania przez trenera presji z legionistów. - Żaden polski klub nie może mierzyć się z pierwszą jedenastką Dinama. Robią nierealne dla nas transfery. Nie chcę wymieniać konkretnych nazwisk, bo wszyscy są świetnymi piłkarzami. To bardzo dobry zespół, z bogatą historią. Regularnie grają w fazie grupowej europejskich pucharów. My dopiero do tych rozgrywek wracamy - tłumaczył szkoleniowiec. W środę Michniewiczowi z pewnością będzie doskwierał brak kontuzjowanego Bartosza Kapustki, trener nie będzie mógł skorzystać także z Mattiasa Joahanssona. Ulgę z pewnością przyniosła informacja z poniedziałku, że po meczu z Radomiakiem Radom zdrowy jest Luquinhas. Brazylijczyk co prawda jest poobijany, ale pojawi się w wyjściowym zestawieniu. Radomiak nie poprawił humorów Spotkanie z beniaminkiem PKO BP Ekstraklasy na pewno nie poprawiło atmosfery przed meczem z Dinamem. Legioniści nie tylko przegrali 1-3, ale także dali się zdominować drużynie z Radomia. Gdyby pod bramką Kacpra Tobiasza nieco więcej precyzji mieli Gonçalo Silva, Leândro czy też strzelec drugiej bramki Mateusz Radecki, mecz zakończyłby się pogromem. Jakby mało było fatalnej formy na murawie, czerwone kartki w tym meczu otrzymali Filip Mladenović oraz Josué. Oba kartoniki dodatkowo wynikały nie z boiskowej walki, a z głupoty; szkoleniowiec Legii zapowiedział już zresztą wyciągnięcie konsekwencji. W poniedziałek biuro prasowe poinformowało nas, że takich jeszcze nie wyciągnięto, a jeżeli nawet tak się stanie - klub nie będzie tego komunikował, bo to "wewnętrzna sprawa zespołu". Najpierw Dinamo, później Crvena? Legia podchodzi więc do kluczowego dla niej w tym sezonie meczu osłabiona mentalnie, chociaż bardzo zmobilizowana. Legioniści mogli poczuć ulgę po wyeliminowaniu Flory Tallin, bo dało im to awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. W pomeczowym wywiadzie Artur Jędrzejczyk wprost powiedział jednak, że on i jego koledzy "chcą grać w grupie, ale nie tej". Była to jasna deklaracja, że w głowach i sercach piłkarzy Legii jest chęć powrotu do tego, co jeszcze kilka lat temu wydawało się obowiązkiem, czyli gry w grupie Ligi Europy. Ale jeśli Legia ma grać, to o całą stawkę. Oby sięgnęła gwiazdy - Czerwonej, która prawdopodobnie będzie czekała w kolejnej rundzie. I której tak bardzo wypatrują Chorwaci. Z Zagrzebia Sebastian Staszewski, Interia