Przed pierwszym gwizdkiem jasne było tylko jedno - kto wygra, ten wskakuje na fotel lidera. W poprzednim sezonie oba zespoły mierzyły się trzy razy, tylko raz górą był Raków. Wskazywanie zdecydowanego faworyta piątkowej konfrontacji wydawało się nad wyraz ryzykowne. Mecz nie miał w sobie nic ze spektaklu. Poziomem gry momentami zniesmaczeni mogli być bawet koneserzy. Jedyna warta odnotowania sytuacja sprzed przerwy to nieudolne uderzenie Damiana Kądziora, gdy przed sobą miał już tylko bramkarza rywali. Był jednak naciskany przez dwóch defensorów. Znów głośno o Podolskim. Górnik już się pochwalił, dodatkowe pieniądze dla klubu Piast na fotelu lidera. Najpierw zmarnowany karny, potem decydujący cios Po zmianie stron trudno było o większe atrakcje, toczyła się twarda walka - głównie w środku pola. Jałowy przebieg spotkania piłkarze wynagrodzili kibicom dopiero w doliczonym czasie gry. Przez 180 sekund działo się więcej niż przez wcześniejsze półtorej godziny. Najpierw Milan Rundić faulował we własnym polu karnym Jakub Czerwińskiego. Arbiter zarządził analizę VAR i po chwili wskazał na jedenasty metr. Wydawało się, że to decydujący moment tego starcia. Do futbolówki w roli egzekutora podszedł Patryk Dziczek. Jego strzał okazał się jednak fatalny. Stojący między słupkami Kacper Trelowski popisał się skuteczną interwencją. Wszystko działo się pięć minut po upływie podstawowego czasu gry. Ale raptem nadeszła 90+8. minuta. Goście wykonywali rzut rożny, piłkę nieskutecznie próbowali wyekspediować poza "szesnastkę" obrońcy Rakowa i... po chwili było 0:1. Niepilnowany przy dalszym słupku Michael Ameyaw dopełnił formalności z najbliższej odległości. Piast wskoczył w ten sposób na szczyt ligowej tabeli. A częstochowianie nadal nie są w stanie przełamać domowej niemocy. Trzy mecze u siebie i zero zdobytych bramek. Z takim rytmem o odzyskaniu krajowego prymatu trzeba będzie szybko zapomnieć.