Chociaż lwia część kibiców w Polsce skupia się na emocjonującej walce o mistrzostwo PKO BP Ekstraklasy, nie mniej emocjonująco przebiega batalia o utrzymanie. Jeszcze w poniedziałek dystans dzielący 12. i 16. lokatę w tabeli wynosił zaledwie pięć punktów. W poniedziałek mierzyły się ze sobą ekipy balansujące nad i pod "kreską" - beniaminek z Niepołomic, a także Korona Kielce. Obie strony na przestrzeni 90 minut udowodniły, że nie złożyły jeszcze broni w walce o swój byt w elicie. Pierwsza połowa dla Puszczy, trener Tułacz znów nie zawiódł Takie spotkania zwykle określa się walką "o sześć punktów". Bezpośrednie starcia ekip walczących o ten sam cel zawsze ma dodatkową wagę - utrata "oczek" na korzyść rywala może na takim etapie sezonu ostatecznie może zaważyć o spadku z ligi. W starcie na stadionie Cracovii lepiej weszli przyjezdni. W 16. minucie Bartosz Kwiecień huknął z dystansu, a Oliwier Zych z największym trudem sparował uderzenie na poprzeczkę. Piłkarze Puszczy odpowiedzieli jednak w typowy dla siebie sposób. Stałe fragmenty gry to największa broń beniaminka. Po chwili od uderzenia Kwietnia mieli okazję z rzutu rożnego. Po dośrodkowaniu szybko uderzył Artur Craciun. Z tym strzałem poradził sobie jeszcze Xavier Dziekoński, ale przy dobitce Romana Jakuby z najbliższej odległości nie miał już nic do powiedzenia. Ten gol ewidentnie podciął skrzydła "Scyzorom", które przed przerwą właściwie nie zagroziły już bramce Puszczy. Szybka odpowiedź Korony po przerwie, walka o utrzymanie trwa w najlepsze Trener Kamil Kuzera dobrze wykorzystał kwadrans między połowami. Na drugą część spotkania jego podopieczni wyszli na nowo mocno zmotywowani i gotowi do walki. Nie minęło dziesięć minut od przerwy, gdy udało im się wyrównać. Zza pola karnego strzelał Jacek Podgórski, ale z blokiem zdążył Jakuba. Do futbolówki natychmiast dopadł jednak Martin Remacle, precyzyjnym uderzeniem przywracając nadzieję Koronie. Wydawało się, że kolejne gole dla gości to kwestia czasu. Na pół godziny przed końcem Wojciech Hajda był bliski przepięknego trafienia. Jego strzał "nożycami" wylądował jednak tylko na słupku. Zresztą, obramowanie obu bramek odegrało tego dnia sporą rolę. Później aluminium obił jeszcze choćby Jin-Hyun Lee. Choć zarówno emocji, jak i groźnych strzałów nie brakowało, spotkanie ostatecznie zakończyło się remisem 1:1. Ten rezultat nie zadowala żadnej ze stron, ale najmniej cieszy piłkarzy ŁKS-u Łódź. Oznacza on bowiem, że "Rycerze Wiosny" mają już tylko iluzoryczne szanse na utrzymanie. Z kolei piłkarze Puszczy i Korony o swój byt walczyć będą zapewne do ostatnich kolejek.