W czwartek w Kielcach cieszyli się kibice piłki ręcznej, bo Barlinek Industria awansował do finałowego turnieju Ligi Mistrzów. Dziś cieszyć mogli się kibice futbolu w tym mieście, bo Korona wreszcie mogła zapewnić sobie utrzymanie się w Ekstraklasie. Warunek był jeden - musiała pokonać Lecha Poznań, czyli najlepiej w tym sezonie punktujący zespół na wyjazdach. Tego Lecha, który nie musi już myśleć o pucharach i może w środku tygodnia skupić się na przygotowaniach do meczów ligowych. A też ma o co grać - walczy o trzecie miejsce w Ekstraklasie, czyli o kilka milionów złotych więcej nagrody wypłacanej przez organizatora rozgrywek. Korona raz już przeżywała ciężkie chwile w starciu z Lechem. Teraz mocno zaczęła Gdy Kamil Kuzera przejmował tymczasowo drużynę z Kielc, na dzień dobry przyszło mu się mierzyć właśnie z Lechem - i to na jego stadionie. "Kolejorz" prowadził po godzinie 2:0, mógł nawet 5:0, a jednak to Korona pokazała charakter. Wyrównała, mogła sensacyjnie prowadzić, a gola na 2:3 straciła w 93. minucie. Od tego czasu kielczanie zrobili ogromny postęp, ale tylko w... meczach domowych. Tu wygrywają wiosną niemal wszystko, ograli też Raków. Wydostali się ze strefy spadkowej, ale też kiepskie wyniki na wyjazdach sprawiły, że wciąż nie mogą być pewni utrzymania. 38 punktów może wystarczyć, ale nie musi. Pokonanie Lecha ten komfort już by dało, a ostatnie starcie w Łodzi z Widzewem byłoby wycieczką. I Korona rzeczywiście dała na początku mocny sygnał, że chce coś osiągnąć - w 3. minucie Ľubomír Šatka nabił tuż przed bramką Nono, futbolówka przeleciała tuż nad poprzeczką. Tyle że na tym jednym sygnale się skończyło. Sprawy w swoje nogi wziął Lech i całkowicie zdominował grę. Lech Poznań grał, Korona Kielce stała. Jedna bramka, za to wyjątkowo piękna W składzie gości znów brakowało wielu gwiazd, m. in. Mikaela Ishaka, Afonso Sousy czy Antonio Milicia, ale na jakość gry nie wpływało to w żaden sposób. Marcel Zapytowski już w pierwszym kwadransie musiał zmierzyć się z dwoma strzałami z dystansu Joela Pereiry i Šatki. Później niecelnie główkował jeszcze Filip Marchwiński, ale przy czwartej próbie bramkarz Korony został w końcu pokonany. Poznaniacy świetnie budowali swoje akcje, rozciągali grę na boki, nie szukali strzałów z każdej pozycji. W 32. minucie zaczęli akcję składającą się z 17 podań, zagrali w niej niemal wszyscy. Była w tym czasie ruleta Pedra Rebocho, była piękna asysta Michała Skórasia do Kristoffera Velde. A Norweg huknął w dalszy róg i Lech objął prowadzenie. Korona była całkowicie bezradna. Nie potrafiła wyprowadzić akcji na połowę Lecha, nie radziła sobie z pressingiem poznaniaków. Mogła przegrywać 0:2, ale tym razem po strzale Velde uratowała ją poprzeczka. Sama dopiero w ostatniej akcji przed gwizdkiem sędziego Lasyka poważniej zagroziła Filipowi Bednarkowi, strzał Jakuba Łukowskiego był minimalnie niecelny. Egzekucja w wykonaniu Lecha. Ofensywny tercet rozłożył defensywę Korony Aby walczyć z Lechem, Korona musiała coś w swojej grze zmienić. Jak pół roku temu w Poznaniu, gdy pokazała w końcu jakość w ofensywie. Tym razem "Kolejorz" na to nie pozwolił, wciąż dominował, robił co chciał. Goście w kwadrans zamknęli to spotkanie, bohaterami byli Velde, Marchwiński i Skóraś. Najpierw Norweg wypuścił na wolną pozycję Marchwińskiego - młodzieżowy reprezentant Polski kapitalnie minął Zapytowskiego i strzelił do pustej bramki. A za chwilę Skóraś dorzucił piłkę zza pola karnego, zaś Velde na szóstym metrze przyłożył tylko głowę. Korona była już rozbita. Kuzera dokonywał zmian w składzie, szukał jakiegoś sposobu na dobranie się do Lecha, ale do samego końca zmiany obrazu tego spotkania już nie było. Goście całkowicie zdominowali środkową strefę, zbierali wszystkie tzw. drugie piłki, rozciągali grę po całej szerokości. Mieli jeszcze kilka szans bramkowych, ale Zapytowski ratował swoją drużynę. Dopiero w 82. minucie Miłosz Trojak oddał pierwszy celny strzał w wykonaniu gospodarzy - Bednarek przerzucił piłkę nad poprzeczką. Nawet honorowej bramki kielczanie więc w tym meczu nie zdobyli...