Powiedzieć, że Śląsk Wrocław rozgrywa koszmarny sezon, to jak nie powiedzieć nic. Wicemistrz Polski walczył w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy, a regularnie kompromituje się w rodzimych rozgrywkach. Sytuacja przed 11. kolejką była katastrofalna. Śląsk, choć miał do rozegrania jeszcze dwa zaległe spotkania, na koncie miał zaledwie 4 punkty i zajmował ostatnie miejsce w tabeli. A w niedzielę we Wrocławiu stawiła się Cracovia, która akurat w tej kampanii na rundę jesienną "wylosowała" kapitalną formę. "Pasy" w lidze przegrały tylko jedno z poprzednich siedmiu spotkań i spodobało im się zdecydowanie brylowanie w czołówce zestawienia. Sądne dni dla Feio. Media: Legia ma już kandydata, to były trener z La Ligi Szalony początek meczu we Wrocławiu. Śląsk zdominował Cracovię Pierwsze 20 minut spotkania we Wrocławiu mogły jednak zaskoczyć niejednego konesera futbolu w ekstraklasowym wydaniu. Gospodarze potrzebowali tylko dwóch minut, żeby otworzyć wynik spotkania. Schwarz zagrał do Petrova, a Bułgar pokonał Henricha Ravasa. Cracovia nie zdążyła się jeszcze otrząsnąć po tym ciosie, a już przegrywała 0:2. Bramkę na swoje konto w tej sytuacji zapisał Tomasso Guercio. Przyjezdni wraz z upływem czasu zaczęli odzyskiwać rezon i atakować coraz śmielej. W 18. minucie Leszczyński stracił panowanie nad piłką i zanim ją kopnął, nogę zdążył wsadzić Rózga. Po analizie VAR arbiter zdecydował się na odgwizdanie jedenastki. Chwilę później bramkę kontaktową świętował Kallman. Heroiczna pogoń Cracovii z happy endem. Spektakularny powrót i wielkie zwycięstwo Na drugą połowę piłkarze Śląska wybiegli już w formie z początku sezonu - nie minęły trzy minuty, a Cracovia już wyrównała na 2:2. Po rzucie rożnym fatalnie zachował się Leszczyński, a Jugas z bliskiej odległości wbił piłkę głową do pustej bramki. Śląsk wyglądał na coraz bardziej zagubiony, a Cracovia się rozkręcała. W 68. minucie piękną akcję dwójkową rozegrali Kallman i van Buren. Napastnik zgrał piłkę głową do wybiegającego na pozycję Holendra, a ten z finezją lekkim pchnięciem wpakował ją do siatki. Wyglądało to kapitalnie. A goście nie mieli wcale dość. Świetne wieści dla Michała Probierza zza oceanu. Co za seria Na kwadrans przed końcem meczu kolejny raz zmuszony do odgwizdania rzutu karnego był arbiter. Tym razem do stałego fragmentu podszedł Ajdin Hasić i po chwili Cracovia prowadziła już 4:2. Mina Jacka Magiery mówiła wszystko - to była kolejna kompromitacja. Cracovia zaliczyła w niedzielę spektakularny powrót - przegrywając 0:2 triumfowała 4:2, podczas gdy Śląsk, należy to przyznać wprost, kolejny raz się skompromitował. Wydaje się, że dni Jacka Magiery we Wrocławiu są już policzone. Strata wicemistrzów Polski do przedostatniego miejsca w tabeli Ekstraklasy wynosi cztery punkty.