To co robi w Barcelonie Pep Guardiola jest dobrym przykładem, ile znaczy właściwy człowiek na stanowisku trenera. Lato 2008 było na Camp Nou bardzo gorące. Drużyna gwiazd z Ronaldinho, Deco, Eto'o, Henrym, Messim, Xavim i Iniestą była w rozsypce. W Primera Division wyprzedził ją nie tylko Real Madryt, ale nawet skromniutki Villarreal. Zdesperowany prezes Joan Laporta, któremu grunt palił się pod nogami, postanowił postawić na czele drużyny kogoś z młodzieńczą odwagą. Bo też trzeba było mieć odwagę, by porwać się na sprowadzenie na ziemię kilku wielkich piłkarskich "ego", z których każde dryfowało w swoją stronę. Kiedy Guardiola wyrzucił z klubu Ronaldinho i Deco, kiedy sprowadził za 30 mln prawego obrońcę Daniego Alvesa i dołożył do tego 5 mln, by odzyskać grywającego epizody w Manchesterze United Gerarda Pique, okazało się, że teoretycznie mniejszy potencjał ludzki zaczął przynosić znacznie większe efekty. Drużyna stała się spójna, zjednoczona, Xavi i Iniesta poczuli, że nie są od tego, by nosić buty za Brazylijczykami, ale zarządzać kolegami na boisku. Wszystko potoczyło się w zupełnie inną stronę. Zasług Guardioli nie przekreśli nawet to, że pewnego dnia przegra i może zostanie z klubu wyrzucony. Zaśmieje się ktoś, że to przykład z najwyższej półki nie mający związku z naszym zapyziałym futbolem. Przy absolwentach "La Masia" polscy piłkarze to analfabeci. Jeśli ktoś nie umie kopnąć zewnętrzną częścią stopy, a piłka przeszkadza mu przy podaniu i przyjęciu, to żaden trener nie zrobi z niego Iniesty. Sprawa została zawalona między 8 a 15 rokiem życia, kiedy w piłkarskich szkółkach uczy się abecadła. Dlatego nie mam żalu do Macieja Skorży, Jacka Zielińskiego, czy Jana Urbana za to, że ich piłkarze są źle wyszkoleni. Każdy z nich wolałby pracować z Iniestą, ale też podejmując się zadania w Wiśle, Lechu, czy Legii, byli świadomi polskiego stanu posiadania. Nawet źle wyszkoleni piłkarze mogą mieć dobrego trenera, który choć nie nauczy ich przyjmować piłki, ale wyciśnie maksimum z tego, co ma. Tymczasem nie bardzo rozumiem dlaczego Andraż Kirm jest bez porównania gorszy w Wiśle, niż w reprezentacji Słowenii? Dlaczego z tymi samymi piłkarzami (poza Murawskim) co Franciszek Smuda, Zieliński nie bardzo umie dojść do ładu? Dlaczego pozostali gracze Legii nie równają do Astiza, ale dzieje się akurat odwrotnie? Gdybyśmy nie zadawali trenerom tych pytań, zwolnilibyśmy ich z wszelkiej odpowiedzialności, za to, co robią. System szkolenia młodych piłkarzy w Polsce leży. To wina Piechniczka i Engela, a nie trenerów pracujących z seniorami w klubach. Ale nie znaczy to, że ich praca nie ma znaczenia i wpływu na naszą piłkę. Trener zawodowych piłkarzy nie musi być dla nich nauczycielem, ale ma obowiązek być ich przywódcą. Jeśli nie jest, to trudno wciąż rozgrzeszać się marnym stanem posiadania. Zawsze istnieje możliwość, że to trener ma chybiony pomysł na drużynę, lub nieodpowiednie metody wprowadzania go w czyn. Dziś jest to przykład niepopularny, ale wszyscy widzieliśmy, choćby w meczach z Portugalią i Czechami, jaki wpływ na polskich piłkarzy miał swego czasu Leo Beenhakker. Potem ta pozytywna energia się wyczerpała, ale chwilami drużyna (z tymi samymi ludźmi na boisku) grała dobrze. Kiedy przypomnimy sobie jak po czterech dniach pracy z Jose Bakero piłkarze Polonii wykonywali rzuty rożne w derbach Warszawy, mamy dowód, że w klubie odbywa się jakaś praca. Wymieniam obcokrajowców, bo mam wrażenie, że nasi trenerzy zbyt często szukają najprostszego usprawiedliwienia, że z piłkarzami jacy rodzą się nad Wisłą, nic zrobić się nie da. Opowiastkę o teściowej, która mogłaby poprowadzić na szczyty dobrych piłkarzy, trudno traktować poważnie. Każdy z nas zna opowieści o genialnych wodzach, którzy potrafili wygrywać bitwy skromniejszymi siłami, bo mieli pomysł jak wykorzystać potencjał swoich ludzi. Jeśli nawet jest w nich sporo legendy, to i tak trudno kwestionować, że pluton, dywizja, czy piłkarska drużyna zależy także od tego, kto nią kieruje. ZOBAC Z TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO! Boniek: Trener nie może stanowić alibi dla słabych kopaczy! KOŁTOŃ DO ZIBIEGO: Jak to ze Skorżą jest naprawdę