To było spotkanie, w którym nikogo nie urządzał remis. Obie drużyny są w bardzo trudnej sytuacji w tabeli. W najgorszej jest ŁKS, który ma tylko dziewięć punktów, a na wygraną czeka od 20 sierpnia. Łodzianom nie pomogła zmiana trenera, bo z trenerem Piotrem Stokowcem w sześciu meczach cztery przegrał, a dwa zremisował. Wygrana pozwoliłaby dogonić w tabeli przedostatni Ruch i dać nadzieję na przyszły rok. Chorzowianie też zmienili trenera, a na wygraną czekają jeszcze dłużej - jedyny i ostatni raz w tym sezonie wygrali w drugiej kolejce z... ŁKS. Punktów mają więcej, bo dołożyli dziewięć remisów. Z nowym szkoleniowcem - Janem Wosiem cztery razy zremisowali, a raz przegrali. Im wygrana pozwoliłaby zmniejszyć straty do trzech punktów do Korony, która jest nad strefą spadkową (ale dopiero zagra w tej kolejce). Tu też wygrana pokazałaby, że jeszcze nie wszystko stracone. Gospodarze rozpoczęli od razu od ataków. Nie minęło 120 sekund, a były zawodnik chorzowian, a w tym meczu kapitan ŁKS Michał Mokrzycki strzelił zza pola karnego minimalnie niecelnie. Ruszyć próbował też Ruch, ale nie mógł się przebić - dwa strzały zostały zablokowane. Gra toczyła się głównie w środku pola, a gdy piłkarzom udało się przedostać w pobliże pola karnego obrońcy działali zdecydowanie. Tak jak Marcin Flis, który podbił groźny strzał Łukasza Monety. Czujny był także Levent Gulen i przecinał akcje Ruchu. Zakotłowało się też w polu karnym gości, Krzysztof Kamiński nie złapał piłki, ale udało się ją wybić. Potężna bomba i ŁKS do przerwy prowadził Minęło jednak pół godziny i nie było celnego strzału. Za to w 32. minucie pocisk odpalił Engjell Hoti. Jędrzej Zając zagrał do Kaya Tejana, podanie Holendra przeciął Konrad Kasolik, ale piłka trafiła pod nogi zawodnika z Kosowa, który zza pola karnego pokonał mocnym strzałem Kamiński. Niewiele brakowało, by łodzianie od razu poszli za ciosem. Najpierw strzał Tejana został zablokowany, potem uderzenie Daniego Ramireza a rzut rożny wybił bramkarz, a po dośrodkowaniu główkował Marcin Flis, ale niecelnie. Trener Woś zareagował w szatni i Tomasa Podstawskiego zastąpił Filip Starzyński. Tuż po zmianie stron z dystansu uderzył Maciej Sadlok, ale Aleksander Bobek obronił. Ruch chciał szybko odrobić straty i po rzucie rożnym też było gorąco w polu karnym ŁKS. W 53. minucie Miłosz Kozak dośrodkował z prawej strony i niewiele zabrakło, by Gulen trafił do własnej bramki. Efektów jednak nie było, więc szkoleniowiec za jednym zamachem wpuścił kolejnych trzech nowych zawodników. Goście próbowali, a gospodarze czekali na okazję do kontrataku. Długo jednak nie było dogodnych okazji. Ruch odpowiedział w końcówce Niespełna 20 minut przed końcem kibice Ruchu odpalili środki pirotechniczne, sędzia przerwał mecz, a zawodnicy zeszli do szatni. Po wznowieniu gry wciąż goście próbowali, ale ich wysiłki szły na marne. W 79. minucie rzut wolny tuż przed polem karnym mieli chorzowianie. Filip Starzyński trafił w mur, poprawił Juliusz Letniowski, ale został zablokowany, do strzału składał się jeszcze Tomasz Foszmańczyk, ale przeszkodził mu Hoti. Sędzia Krzysztof Jakubik podyktował rzut karny, ale poszedł obejrzeć sytuację na monitorze i odwołał decyzję. Nie było więc jedenastki, ale za to padł gol. W 87 minucie świetne dośrodkowanie Mateusza Bartolewskiego, Przemysław Szur wyprzedził Piotra Głowackiego i strzałem głową doprowadził do remisu.