47-letni szkoleniowiec po raz drugi prowadzi zespół "Pasów". Za pierwszym razem awansował z drużyną z trzeciej do pierwszej ligi (wtedy najwyższa klasa rozgrywkowa). W Ekstraklasie zajął z nią piąte miejsce. Obecnie pracuje w Cracovii od półtora roku i również może pochwalić się awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej. INTERIA.PL: Patrząc na waszą pozycję w tabeli, jako beniaminka, który zasadniczo składu nie zmienił, po awansie nie wydał ciężkich milionów na transfery, można byłoby się spodziewać, że pan ma mocną pozycję w klubie. Tymczasem w ostatnim wywiadzie po meczu z Piastem z pana słów wynikało coś innego, że nie może pan się doczekać gwarancji, że ta drużyna zostanie zachowana, że kontrakty zostaną przedłużone. Z czego to wynika? Czy rzeczywiście czuje pan, że brakuje wsparcia tak zwanej góry?Wojciech Stawowy: - Ja nie patrzę na takie rzeczy, czy mam mocną, czy słabą pozycję w klubie. Mnie przede wszystkim interesuje to, jaką pozycję mam w zespole. Czy drużyna realizuje to, czego wymagam, czy akceptuje tę strategię i styl, który przychodząc tu zaproponowałem. Sprawia mi satysfakcję to, że drużyna cieszy się takim sposobem grania, że ten styl pielęgnuje. Na tym skupiam swoją uwagę, a nie na tym, czy mam poparcie czy nie. Zawód trenera polega na tym, że jeśli są wyniki, to poparcie jest. Albo jest udzielane w sposób wyrazisty, albo w zaciszu gabinetów. Natomiast jeśli wyników nie ma, to poparcie słabnie, albo praktycznie w ogóle go nie ma. Można skwitować to jednym zdaniem: trenera bronią wyniki. Trener niech się skupia na pracy, jaką ma do wykonania z zespołem, a nie zastanawia się nad tym, czy ma "plecy". - Mnie nigdy na czymś takim nie zależało, żeby zastawiać się dobrymi stosunkami z prezesami. Każdego człowieka szanuję, tym bardziej jak jest osobą ode mnie starszą. Mam olbrzymi szacunek do prezesa Filipiaka, do prezesa Tabisza, do ludzi, którzy Cracovią sterują, bo wynika to z racji funkcji, którą pełnią i, w przypadku profesora Filipiaka, także wieku. Natomiast też mam świadomość, że w Cracovii nie jest mi łatwo, bo trzeba pamiętać o tym, że nie byłem trenerem, który miał tutaj trafić. Gdyby nie jeden z ludzi, którzy w Cracovii działają, to pewnie nie byłoby mnie w klubie. Nie będę wymieniał jego nazwiska, bo nie wiem, czy on tego chce. Chodzi o kogoś z zarządu?- Tak. Mocno optował, żebym przyszedł do Cracovii, bo inny członek zarządu miał inne zdanie. Kiedy Cracovia spadła z Ekstraklasy, miał przyjść inny trener. Przyszedłem ja. Prze pół roku każdy przyglądał się, co to będzie, jak Cracovia poradzi sobie po spadku, bo przecież wiadomo, że spadając nie jest łatwo awansować. No i robiłem swoje. Natomiast po awansie pojawiły się znowu głosy, że trenera Stawowego w Cracovii nie będzie, że trzeba go zwolnić. Gdybym miał się tym przejmować, to pewnie dzisiaj albo wyłysiałbym, albo całkowicie posiwiał. - Zawsze wychodzę z założenia, że jeżeli na coś nie mam wpływu, to się tym nie zajmuję. Mam wpływ na drużynę, na to żeby dobrze grała i to mnie najbardziej cieszy. To w Cracovii na co dzień robię i myślę, że nie było jeszcze takiej sytuacji, odkąd pracuję w Cracovii, że ktoś mógłby powiedzieć, że w ogólnym rozrachunku trener Stawowy zawiódł. Bo jeśli przypomnimy sobie mój pierwszy pobyt w klubie, to wiemy, jak to wyglądało. Jeżeli popatrzmy teraz, to po roku zrobiliśmy awans do Ekstraklasy, a teraz w niej godnie reprezentujemy Cracovię i oby tak było cały czas. Mamy cel strategiczny - spokojne utrzymanie w Ekstraklasie, bez konieczności walki o to do ostatniej kolejki. Jak na razie, to wszystko skrupulatnie realizujemy, a wokół mojej pracy pojawiają się różnego rodzaju opinie. Płyną z zewnątrz, ze środka, ale tak jak mówię: staram się o tym nie myśleć. Całe siły kieruję w stronę drużyny, piłkarzy.Trochę nie może się pan dziwić środowisku kibiców, że mogą obawiać się o to, że znów dojdzie do zerwania współpracy z panem, tak jak to się stało przed laty. Jak pan to dzisiaj wspomina, bo dla mnie było to szokujące. W jednym miesiącu mieliśmy komunikat, że przedłużył pan kontrakt o dziesięć lat, a po kilku tygodniach przestał być pan trenerem Cracovii z powodu jakiejś drobnej sprawy, obozu czy czegoś w tym stylu. Uważa pan, że popełnił wówczas błąd?- Nie. Gdybym dzisiaj miał taką sytuację, jak wtedy, to zachowałbym się identycznie. Z tego względu, że w pracy z drużyną kieruję się pewnymi zasadami, nie pozwalam piłkarzom ich przekraczać. Wspólnie je omawiamy, opracowujemy i ich przestrzegamy. Kto je łamie, nie może funkcjonować w zespole. W życiu też kieruję się takimi samymi zasadami, które wyniosłem z domu rodzinnego i na niektóre rzeczy nie mogę się godzić. Nie jestem typem trenera, który trzyma się rękami i nogami posady i najlepszym przykładem niech będzie właśnie tamten okres. Podpisałem lukratywny kontrakt na dziesięć lat, czyli przez dziesięć lat miałem zapewnioną spokojną pracę, mogłem zaplanować wiele rzeczy, natomiast potrafiłem ten kontrakt samemu zerwać, bo coś mi się wtedy nie spodobało. Nie było to jakieś widzimisię, tylko chodziło o rzeczy, które wykraczały poza ramy zasad, które sobie przyjąłem. - Nigdy nie chodzę do prezesów i nie żądam, że muszę mieć tego, czy innego zawodnika, nie żądam podwyżek, twardo chodzę po ziemi i wiem, jakie są możliwości w klubie. Wiem, jak teraz jest w Cracovii, wiem, że zarząd bardzo stara się o to, aby było dobrze, żeby Cracovia miała silny zespół i szła cały czas do przodu. Znam swoje miejsce w szyku, dlatego nie wychodzę z pewnymi rzeczami, jeżeli wiem, że one też wybiegają poza pewne normy i zasady, które tutaj przyjął profesor Filipiak, czy urzędujący na co dzień prezes Tabisz. Staram się, abyśmy współpracowali dla dobra Cracovii. Dlatego, jeżeli czasami wyrażam swoje opinie, to tylko dla dobra klubu, ze względu na troskę o nasz klub. Wierzy pan w przeznaczenie, że ktoś dedykowany jest jakiemuś miejscu w danym czasie? Bo jeśli prześledzić pana karierę, można dojść do wniosku, że pan i Cracovia jesteście stworzeni dla siebie. Pana metody najlepiej funkcjonują właśnie tu. W innych klubach bywały różne momenty, ale nigdzie nie ma pan takiego grona oddanych kibiców, jak w Cracovii. Niektórzy mówią nawet, że jest grono wyznawców Stawowego.- Wierzę, oczywiście, że wierzę w przeznaczenie. Natomiast zdecydowanie wierzę w Opatrzność Bożą. Jestem człowiekiem wierzącym, nigdy tego nie ukrywałem i powtarzam, że wszystko w swoim życiu powierzam Panu Bogu i to, gdzie mam pracować, gdzie mam się znajdować, nie zależy ode mnie. To jest gdzieś pisane u góry i każdy człowiek ma taki scenariusz swojego życia. Są wytyczone drogi, którymi powinien się poruszać, a po to mamy rozum, aby tymi wytyczonymi ścieżkami mądrze kroczyć, a nie zbaczać z nich.- Wcale nie uważam, że moje metody pracy mniej się sprawdzały w Gdyni czy Górniku Łęczna czy GKS-ie Katowice. Powiem inaczej: w Cracovii mają do mnie większą cierpliwość, a tam trochę jej zabrakło, no bo każdy jest specyficzny. Ważne, aby dobrała się taka grupa ludzi, która będzie umiała ze sobą współpracować i znosić pewne rzeczy. To jest tak, jak małżeństwo i być może ja właśnie w drugim małżeństwie jestem związany z Cracovią. Nigdy też miłości do Cracovii nie ukrywałem. A też uważam, że jesteśmy w takim gronie ludzi, którzy się tolerują, uzupełniają, rozumieją pomimo tego, że każdy z nas tu pracujących, to osobowość. Każdy ma swoje ego i czasami ważne jest to, żeby umieć zrozumieć drugą stronę. Myślę, że w Cracovii to dobrze funkcjonuje pomimo tego, że czasami usłyszy się przykre słowa, czy dostanie naganę. To normalne w pracy zawodowej.Chcąc nie chcąc, pikantnym tematem w Cracovii jest pana współpraca z dyrektorem sportowym Piotrem Burlikowskim. Rzecz jasna jest to kwestią zaszłości, gdzie była sprawa w sądzie, gdy byliście razem w Arce Gdynia. jestem daleki od sugerowania czegokolwiek, ale proszę wytłumaczyć: jeśli dyrektor Burlikowski ściąga piłkarza Wasiluka, to on nie gra nie dlatego, że trener Stawowy kiedyś miał z Burlikowskim pod górkę, tylko coś innego o tym decyduje?- Mogę powiedzieć, kładąc na szalę swój autorytet, a osoby, które mnie znają, wiedzą, że nie jestem dwulicowy i nie mówię przed kamerami jednego, a poza nimi robię coś innego. Mówię to z pełną odpowiedzialnością: Piotrek Burlikowski jest dyrektorem sportowym w Cracovii, pracujemy wspólnie i nie wyobrażam sobie, abyśmy mieli pracować mając zupełnie inne interesy, czy inną wizję Cracovii, czy też robić sobie na złość. Musimy pracować dla dobra tego klubu i robić wszystko wspólnie, żeby Cracovia stawała się coraz silniejsza. Dlatego nie ma takiej możliwości, żeby Piotrek Burlikowski ściągnął do Cracovii zawodnika, nie rozmawiając o tym ze mną. To są sprawy, które dyskutujemy wspólnie: ja, dyrektor sportowy, prezes Tabisz, a wszystko na końcu akceptuje profesor Filipiak. Jest to więc praca zespołowa dla dobra klubu. Nie ma takich sytuacji, że dyrektor Burlikowski ściąga zawodnika, a później ja tego piłkarza nie wpuszczam. Grają ci, którzy aktualnie są w najlepszej formie, nie mają zaległości. - Natomiast wszyscy, którzy trafiają do nas po kontuzjach, przerwach w życiorysie piłkarskim, muszą to nadrabiać. Jedni robią to szybciej, inni wolniej. Przykładowo trafił do nas taki piłkarz, jak Dawid Nowak, który też miał pewne zaległości treningowe, też borykał się z kontuzjami, a dziś gra po 90 minut i nie ma problemów z urazami. Każdy ma inny czas, aby dojść do pełnej dyspozycji. Pracujemy w jednym klubie dla jego dobra i tak pozostanie dokąd w tym klubie wspólnie będziemy pracować.Proszę przypomnieć kulisy sprowadzania Dawida Nowaka, bo dzisiaj można powiedzieć, że jest to oczywistość, bo człowiek odkurzony przez pana, zreformowany, jest powołany do kadry Polski, ale w momencie, gdy przychodził do Cracovii, nie było to takie oczywiste, że będzie strzelał bramki i zostanie jednym z liderów zespołu.- Nie miałem żadnych wątpliwości, że jest to bardzo dobry ruch i że ten zawodnik bardzo nam pomoże. Trener musi szukać zawodników, którzy pasują do jego wizji. Dawid idealnie pasuje do tego sposobu grania, który preferujemy. Lubi piłkę kreatywną, kombinacyjną, lubi być pod grą, a jeszcze dokłada wiele takich rzeczy, które powinien mieć współczesny napastnik - świetnie czuje pole karne, linię spalonego, jest bardzo dobrze zaawansowany technicznie, mocno zdyscyplinowany taktycznie. - Tak więc nie miałem żadnych wątpliwości, natomiast pomysł na Dawida Nowaka pojawił się właśnie w trakcie wspólnych rozmów, jakie prowadziliśmy z dyrektorem i prezesami. Potem, cała rola, aby go ściągnąć, należała do dyrektora Burlikowskiego. Przeprowadził z nim wiele rozmów, czasami trudnych, bo Dawid nie miał propozycji tylko z Cracovii. Trzeba było go przekonać, i tutaj dużą pracę wykonał dyrektor Burlikowski, ale pomysł na jego ściągnięcie wzięła się z naszych rozmów, z tego, że poszukiwaliśmy takiego zawodnika. To nie była trudna kwestia, aby sobie przypomnieć o Dawidzie Nowaku, bo to przecież nie był piłkarz zapomniany. Jest zawodnikiem, który jeszcze wiele lat będzie grał w piłkę, tylko miał okres, w którym kontuzja uniemożliwiała mu regularne występowanie na boisku. To duży pana sukces, że nowy selekcjoner powołał dwóch pana piłkarzy - Dawida Nowaka i Adama Marciniaka. Spodziewał się pan, że nawet nie jeden, a dwóch piłkarzy Cracovii, otrzyma powołanie do kadry? Czy trener Nawałka dopytywał o ich aktualną formę i opinię na ich temat?- Znamy się bardzo dobrze z trenerem Nawałką, mogę powiedzieć, że jesteśmy dobrymi kolegami. Zawsze sympatycznie ze sobą rozmawiamy i jak tylko jest okazja, to wymieniamy swoje poglądy na temat piłki, bo to nas interesuje najbardziej. Trener nie dopytywał mnie ani o Adama, ani o Dawida Nowaka, on ich po prostu obserwował, bo przecież pracował na co dzień w Ekstraklasie, analizował mecze, nie tylko drużyn, z którymi będzie grał w najbliższej kolejce. A ponieważ mając teraz mecze sparingowe, chciał dać szansę piłkarzom, którzy się najbardziej w Ekstraklasie na danych pozycjach wyróżniali. Więc nie zaskoczyło mnie to wcale, że powołał Adama Marciniaka, bo Adam na lewej obronie naprawdę się wyróżnia, a poza tym trener Nawałka doskonale go zna, bo przecież prowadził go w Górniku Zabrze. Absolutnie nie dziwi mnie także powołanie Dawida Nowaka, z tego względu, że on także się wyróżnia. Wrócił po kontuzji, regularnie gra, strzela bramki, jest wysoko w klasyfikacji strzelców.- Generalnie uważam, że jest to zasługa tych piłkarzy - to ich ciężka praca, ich profesjonalizm i determinacja doprowadziła do tego, że zostali zauważeni. Natomiast jeśli chodzi o samych zawodników, to mój udział jest tu bardzo niewielki i powiem dlaczego. Dawid Nowak cały czas podkreśla, że to, iż jest w takiej formie, nie ma kontuzji, to nie jest kwestia tego, że ja nauczyłem go grać w piłkę. To jest chłopak, który po prostu ma talent. Ja jedynie dobrze wkomponowałem go w naszą drużynę, ale generalnie nad nim pracuje trener Jankowicz. Cały czas go pilnuje, ustala obciążenia, dba o formę fizyczną, bo to jest trener od przygotowania motorycznego w Cracovii. To, że zespół fajnie wygląda motorycznie i wytrzymuje mecze i jest w nich dynamiczna, jest zasługą trenera Jankowicza. To, że Nowak znalazł się w kadrze, jest zasługą jego i Jankowicza. Natomiast Adam Marciniak powiedział zaraz po powołaniu do kadry, że praktycznie wszystkiego nauczył go trener Nawałka. Otworzył mu oczy na piłkę. Mogę powiedzieć jedynie, że oprócz tego, iż jest świetnie prowadzony przez trenera Jankowicza, pomogłem mu jedynie, żeby nie oślepł.Co się dzieje z takim piłkarzem, jak Marcin Budziński? W sezonie, w którym Cracovia spadała z Ekstraklasy, gdy przyszedł z Arki Gdynia, a więc z pierwszej ligi, to przyniósł ze sobą powiew świeżości. Był jednym z liderów. Później po awansie do Ekstraklasy grał nieźle, a ostatnio zniknął ze składu.- Marcin Budziński to dla mnie piłkarz, który za niedługo powinien otrzymać powołanie od trenera Nawałki, jeżeli tylko będzie mocno pracował i będzie tego chciał. Jest to piłkarz z ogromnym potencjałem. Jest jednym z niewielu rozgrywających w Polsce, który ma tak duże umiejętności, tak duży przegląd pola i poziom kreacji. Musi to po prostu wykorzystywać. Są momenty, że wykorzystuje to świetnie, ale są też chwile, że jest z tym różnie. Po to ma trenera, żeby na to reagował. Poza tym, że muszę dbać o formę piłkarzy, aby cały czas byli dyspozycyjni, to też muszę ich wychowywać. Nie tylko na zasadzie: dzień dobry, do widzenia i smacznego na stołówce, ale cały czas pielęgnować to, co Marcin od kogoś otrzymał jako dar, talent. Trzeba to pielęgnować cały czas i nad tym z Marcinem pracuję. Jeżeli uda nam się to wypracować, a myślę, że jesteśmy bliżej niż dalej, to wcale nie będę zaskoczony, jeśli do reprezentacji Polski na następne zgrupowanie zostanie powołany "Budzik", bo naprawdę to jest zawodnik, którego chciałbym mieć jak najdłużej w Cracovii, ale na takich zasadach, jakie Marcin doskonale zna. Rozmawiali: Michał Białoński, Paweł Pieprzyca Zobacz wyniki, terminarz i tabelę T-Mobile Ekstraklasy