Stal Mielec przyjechała do Krakowa osłabiona brakiem Mateusza Maka, u którego zdiagnozowano ostatnio problemy kardiologiczne. Okazało się jednak, że nawet bez Maka goście byli w stanie postraszyć krakowian. Gospodarze już od 12 minuty przegrywali 0-1. Po rzucie rożnym i zamieszaniu w polu karnym z bliska piłkę do siatki skierował Grzegorz Tomasiewicz. Tym samym pomocnik Stali posłał swoisty prztyczek w nos decydentom Wisły. Ostatnio bowiem pytany o tego zawodnika dyrektor sportowy "Białej Gwiazdy" wspominał o jego skromnych warunkach fizycznych. Najwyraźniej Tomasiewiczowi nie przeszkadza to jednak w zdobywaniu kolejnych goli w Ekstraklasie. Z kolei Wisła niewielkie zagrożenie stwarzała po stałych fragmentach gry. Do wykonywania rzutów wolnych zapalił się nowy obrońca Sebastian Ring, ale w 30. minucie po jego dośrodkowaniu nie udało się oddać groźnego strzału. Gra wiślaków była pełna niedokładności i strat. Nieporadny wciąż był z przodu Jan Kliment. A to nie był w stanie trafić w piłkę w polu karnym, a to jego prostopadłe podanie nie dochodziło do adresata. Kibiców zgromadzonych na trybunach coraz bardziej irytował ten obraz gry. Sporo zamieszania zrobiło się w polu karnym Stali po ostrej wrzutce Dora Hugiego w 37. minucie, ale nikomu nie udało się zamknąć skutecznie tej akcji. Na drugim skrzydle starał się szarpać Stefan Savić, ale zbyt mało było wymiernych efektów jego rajdów. Idealnym podsumowaniem gry krakowian w pierwszej połowie była kontra z 40. minuty. A właściwie nieudolna próba jej wyprowadzenia. Michal Skvarka najpierw zwolnił całą akcję, a potem fatalnie podał na prawe skrzydło. Dawid Szot nie zdołał już sięgnąć tej piłki i dobrze zapowiadająca się kontra trzy na cztery skończyła się wyjściem futbolówki na aut. W tym momencie z trybun usłyszeć można lawinę gwizdów. W sytuacji, gdy budowanie akcji zupełnie krakowianom nie szło, strzału z dystansu spróbował Nikola Kuveljić, ale uderzył nad bramką. Wisła - Stal. Debiut Luisa Fernandeza, powrót Zdenka Ondraska na wiślacki stadion Trener krakowian, Adrian Gula, postanowił reagować zmianami już w przerwie. Na boisku pojawił się Konrad Gruszkowski, a przede wszystkim długo oczekiwany Hiszpan Luis Fernandez. Zawodnik ten - w rozmowie z Interią określony przez Kiko Ramireza mianem "gracza w typie Carlitosa" - to człowiek, z którym duże nadzieje wiążą kibice Wisły. Wcześniej zmagał się jednak z problemami zdrowotnymi, były też kłopoty z otrzymaniem jego certyfikatu. Ostatecznie został jednak zarejestrowany i mógł zmierzyć się z ekipą z Mielca. I rzeczywiście, od razu było widać, że potrafi zagrać ciekawe, prostopadłe podanie. Tyle, że Jan Kliment miał kłopoty z przejęciem takiej piłki. W 59. minucie na placu gry pojawił się też inny ważny dla Wisły gracz - Zdenek Ondrasek. To drugie podejście czeskiego napastnika do Wisły. Wracający Ondrasek został owacyjnie powitany przez fanów "Białej Gwiazdy". Okazało się jednak, że nie wystarczyło wymienić dwóch piłkarzy, by w ofensywie Wisły wprowadzić dobrą organizację gry. W drugiej połowie nadal krakowianom brakowało składnych akcji, rzadko byli w stanie dopracować się sytuacji podbramkowej. Teoretycznie jednym z tych, którzy powinni odpowiadać za reżyserowanie gry Wisły jest Michal Skvarka. Szło mu to jednak tak, że po zejściu w 78. minucie został wygwizdany przez własnych fanów. "Co wy robicie, wy naszą Wisłę hańbicie" - usłyszeli na koniec piłkarze Wisły z trybun. Sytuacja krakowian robi się coraz trudniejsza. - Nie wiem, czy Wisła stworzyła sobie choć jedną klarowną sytuację. Kluczem do naszego zwycięstwa była wiara we własne umiejętności. Jestem bardzo zadowolony z realizacji założeń taktycznych - podkreślał po meczu trener Stali, Adam Majewski. Wisła Kraków - Stal Mielec 0-1 (0-1) Bramki: 0-1 Tomasiewicz 12. Żółte kartki: Fazlagić, Gruszkowski - Kasperkiewicz.