Mecz przy Reymonta miał niebagatelne znaczenie dla Wisły i Legii. Dla gospodarzy tylko zwycięstwo w tym spotkaniu przedłużało nadzieję na włączenie się do walki o miejsce premiowane grą w europejskich pucharach, a nawet o mistrzostwo Polski. Legia była w podobnej sytuacji. Wygrana nad Wisłą pozwalała realnie myśleć legionistom o obronie mistrzowskiego tytułu. Na dodatek goście kontynuowaliby świetną serię. Trzy ostatnie spotkania w Orange Ekstraklasie podopieczni Jacka Zielińskiego wygrali i to w stosunku 3:0. Stawka spotkania sprawiła, że piłkarze obu zespołów przystąpili do meczu z nastawieniem, żeby przede wszystkim bramki nie stracić. Gra toczyła się głównie w środku boiska. Piłkarzom nie można było odmówić woli walki i ambicji, ale kibice nie oglądali sytuacji podbramkowych. W pierwszym kwadransie piłkarze oddali jeden strzał na bramkę. Uderzenie Jacoba Burnsa z 20 metrów zablokował jeden z obrońców Legii. W kolejnych minutach obraz gry niewiele się zmienił. Goście pierwszą, i chyba najlepszą okazję w pierwszej połowie stworzyli w 27. minucie. Groźny strzał z rzutu wolnego z 24 metrów oddał Piotr Włodarczyk. Piłka po jego strzale minęła o metr prawy słupek bramki Wisły. "Biała Gwiazda" najlepszą okazję do zmiany rezultatu miała pod koniec pierwszej połowy. Paweł Brożek uderzył z prawej strony pola karnego. Jednak Łukasz Fabiański był na posterunku i wybił piłkę na rzut rożny. Remis, a takim wynikiem zakończyła się pierwsza część spotkania, nie zadowalał żadnej strony. Trener Wisły Kazimerz Moskal dokonał w przerwie roszad w składzie. Na placu gry pojawili się Piotr Brożek (za Hristu Chiacu) i Jakub Błaszczykowski (za Konrada Gołosia). Te zmiany okazały się zbawienne w skutkach. Piotr Brożek już w swoim pierwszym kontakcie z piłką idealnie zagrał do swojego brata Pawła, który wyprzedził Piotra Bronowickiego i płaskim strzałem pokonał Fabiańskiego. Lepszego początku drugiej połowy gospodarze nie mogli sobie wymarzyć. Od tego momentu gra nabrała rumieńców. Goście nie zamierzali się poddać i za wszelką cenę starali się doprowadzić do remisu. Wisła czekała na okazję do szybkiej kontry. W 60. minucie szał radości ogarnął fanów Legii, którzy w sile niemal tysiąca osób przyjechali do Krakowa. Maciej Korzym zagrał "z klepki" z Marcinem Smolińskim. Młody napastnik stołecznego zespołu z niemal zerowego kąta potrafił umieścić piłkę w siatce. Ten gol obarcza Emiliana Dolhę, który spodziewał się podania ze strony Korzyma. Stracony gol nie załamał gospodarzy. Zwłaszcza aktywny Paulista sprawiał defensorom Legii sporo kłopotów. W 65. minucie Piotr Bronowicki w nieprzepisowy sposób zatrzymał Brazylijczyka, a że faul miał miejsce w polu karnym sędzia Hubert Siejewicz wskazał na "wapno". Pewnym egzekutorem okazał się inny Brazylijczyk w zespole Wisły Cleber. Kilka minut później znów z dobrej strony pokazał się Paulista, ale tym razem to on był pierwszoplanową postacią. Prawym skrzydłem świetną akcję przeprowadził Błaszczykowski, który wyłożył piłkę do Brożka, a ten do nadbiegającego Paulisty. Brazylijczyk huknął bez przyjęcia z 12 metrów zmuszając Fabiańskiego do kapitulacji. Do ostatniego gwizdka Legia atakowała, ale czyniła to bez przekonania i wiary w końcowy sukces. Wisła wygrała zasłużenie (brawa zwłaszcza za drugą połowę) i przełamała wreszcie strzelecką niemoc.