Tego typu konferencje są na ogół nudne i sztampowe. Mocniejszy zespół wygrał, decydującego gola strzelił na początku drugiej połowy, a rywal sam się okaleczył, łapiąc czerwoną kartkę. Padają słowa o prostych błędach w obronie, potrzebie walki i konieczności wyciągania wniosków. Mowa-trawa. Tymczasem przy Reymonta krakowscy dziennikarze, nie bez racji, wskazywali trenerowi Fornalikowi, że polskie zespoły przez minimalizm, jaki zaprezentował Piast pod Wawelem (właściwie zapomniał o atakach po strzeleniu bramki na 0-2) później odpadają w eliminacjach do europejskich pucharów. Tak się właśnie zdarzyło latem Piastowi. Gliwiczanie musieli uznać wyższość BATE Borysow i FC Riga. - Nie sprowokuje mnie pan swoimi pytaniami o analizowanie tematu-rzeki, jaką są występy w europejskich pucharach - trener Fornalik miał zamiar zachować spokój, gdy ktoś rzucił z sali zdanie: - Niedługo będziemy odpadać z Andorą. - Proszę? - zapytał trener mistrzów Polski. Dziennikarz powtórzył swą opinię. To już było za wiele dla szkoleniowca "Piastunek". Wówczas odgryzł się żurnalistom: - Sprawcie, aby wasza ukochana Wisła była takim klubem, który awansuje do pucharów, a później się w nich godnie zaprezentuje - powiedział były selekcjoner reprezentacji Polski. Chwilę wcześniej dał się też nakłonić na owe grzebanie w trupach. - W ciągu 25 dni rozegraliśmy osiem meczów. Walczyliśmy z BATE, które miało doświadczenie z fazy grupowej Ligi Europy i Ligi Mistrzów. BATE mogło sobie poprzekładać w kraju mecze, by skoncentrować się na rywalizacji z nami. To samo zrobiło FC Riga. Tymczasem nam, między meczami z BATE, zafundowano grę o Superpuchar - kręcił głową Fornalik. - Jeżeli ktoś zna choć trochę teorii treningu, to będzie miał wyobrażenie, jakie to są mecze. To nie jest przypadek, że myśmy wrócili "do żywych" dopiero po zakończeniu gry w europejskich pucharach i teraz mamy czas na normalne przygotowania, treningi. Ten maraton meczowy mieliśmy zafundowany na początku sezonu, gdy nie mieliśmy ogrania z np. pięciu meczów ligowych - analizował. I faktycznie, choć można Piastowi darować porażki z uznanym w Europie BATE, o tyle porażka z założoną sztucznie, naprędce FC Riga była blamażem na całej linii. Gdy gościliśmy ostatnio w Rydze, przy okazji występu reprezentacji Polski, jeden z łotewskich dziennikarzy tak nam opowiadał o FC Riga: - To klub założony ledwie pięć lat temu przez rosyjskiego milionera Łomakina, który posiada także FC Pafos, dlatego piłkarze z Rygi często latają na zgrupowania na Cypr. Po raz ósmy przebywają tam podczas przerwy na mecze reprezentacyjne. FC Riga ma budżet trzy miliony dolarów i choć wygrywa ligę, to na jego mecze przychodzi garstka 200-300 kibiców. Klub robi, co może, wpuszcza niemal za darmo, ale najzwyczajniej brakuje ludzi, którzy identyfikują się z FC Riga - tłumaczył dziennikarz. Skoro FC Riga dysponuje rocznie ledwie trzema milionami dolarów (11,6 mln zł), to oznacza, że mistrzowie Polski odpadli z uboższym od siebie zespołem. Dlatego trudno o tym zapomnieć nawet po trzech miesiącach. Michał Białoński, Kraków