Justyna Krupa, Interia: Wspomniał pan przed naszą rozmową o wizycie u lekarza. Coś poważnego, jakiś uraz? Jean Carlos Silva, piłkarz Wisły Kraków: - Nie, to nie to. Nie wiedziałem, że wszystko w poniedziałek było w Polsce zamknięte z racji święta i nie miałem, gdzie kupić jedzenia. Zamówiłem posiłek do domu, który musiał być nieświeży i efekt był taki, że miałem problemy żołądkowe. Dlatego musiałem skonsultować się z lekarzem. To chyba jakiś wirus czy coś. To rzeczywiście pech. W pierwszej chwili myślałam, że jakaś kontuzja mięśniowa przytrafiła się panu na treningu, tym bardziej, że ostatnio nie można pana zobaczyć na placu gry. - Nie, jeśli chodzi o czysto piłkarską formę, to wszystko w porządku. Wszyscy wiemy jednak, że od meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała nie zagrał pan już ani minuty. To już miesiąc, od kiedy nie ma pana nawet w kadrze meczowej. A przecież wcześniej często wybiegał pan nawet w podstawowej jedenastce. Co się wydarzyło? Wisła ma przecież ostatnio problemy w ofensywie, więc byłyby powody, by próbować rotacji składem. - Tak naprawdę powinnaś zadzwonić do trenera i jego zapytać, dlaczego tak jest. Ale rzeczywiście wydaje się to dziwne. Od meczu z Podbeskidziem nie znalazłem się nawet w składzie meczowym. Od tamtej pory strzeliliśmy raptem dwie bramki w pięciu meczach, więc rzeczywiście teoretycznie można byłoby zmienić coś w grze ofensywnej. Ja jednak czuję, że ten trener nikogo w klubie nie szanuje. W moim przypadku uważam, że jest to kwestia osobista, coś personalnego. Do tej pory tak naprawdę nie wiem, dlaczego przestałem nagle mieścić się w kadrze meczowej. Trener Peter Hyballa nic mi w tym temacie nie zakomunikował, nic nie wyjaśnił. Tymczasem zespół wychodzi na boisko i ma problemy ze zdobywaniem goli. Jednak nic się nie zmienia. Może rzeczywiście powinniście zadzwonić do trenera i go o to zapytać, sam chciałbym się dowiedzieć, jaka jest jego argumentacja w tym temacie. Zobacz skróty półfinałowych spotkań LM Sprawdź teraz! Na początku pobytu w Wiśle trener Hyballa przekonywał, że jest otwarty na to, by z każdym zawodnikiem rozmawiać o nurtujących go problemach... - Tak powtarzał, ale potem rzeczywistość wygląda inaczej. Trener Hyballa zachowywał się nieodpowiednio wobec wielu osób w tym klubie. A tymczasem ja uważam, że najważniejsze powinno być w tym wszystkim dobro klubu. Nie piłkarze, nie trenerzy są najważniejsi, tylko ten wielki klub, Wisła Kraków. Wracając do pana sytuacji, nie zagrał pan dobrze w meczu z Podbeskidziem, podobnie, jak cały zespół. - Każdy ma prawo do tego, by zaliczyć gorszy występ. Ale jeżeli po upływie tak długiego czasu od tamtego spotkania nadal nawet nie wróciłem do kadry meczowej, to podtrzymuję opinię, że jest to kwestia personalna, osobista. Nie będę opowiadał wam bajek, że jeżeli bym grał, to strzelilibyśmy pięć goli i wygrywali mecz za meczem po genialnej grze. Uważam po prostu, że mógłbym pomóc zespołowi. Faktem jest, że lista zawodników, których trener Hyballa z różnych powodów odsunął od gry, robi się coraz dłuższa. On sam zresztą kiedyś wspominał, że nie waha się przed stanowczymi krokami w tej kwestii, bo takie jest prawo trenera. Z drugiej strony, pana sytuacja wydaje się być specyficzną, jak sam pan podkreśla. - Uważam, że pierwszą rundę tego sezonu w Wiśle miałem dobrą. Grałem regularnie. Trener Artur Skowronek mi zaufał i myślę, że widać było tego efekty. Dawałem drużynie pewne wsparcie, także bramkami. Natomiast jeżeli tego zaufania nie ma, jest trudniej. Przydarzył mi się słabszy dzień w meczu z Podbeskidziem, to prawda. Ale inni zawodnicy też miewają takie dni i nadal są powoływani do meczowej kadry. To wszystko sprawia, że utwierdzam się w przekonaniu, że jest to kwestia osobistych uprzedzeń wobec mnie. Powtarzam: wiem, że delikatnie mówiąc nie jestem Leo Messim. Ale myślę, że generalnie jestem w stanie dać coś drużynie w ofensywie. Nie siedzę jednak w głowie trenera. Nie wiem, co myśli. Mogę jedynie pracować porządnie do końca sezonu na treningach i mieć nadzieję, że zespół zacznie wygrywać. Niezależnie od tego, czy będę to obserwować z trybun, czy z ławki. Ten klub zasługuje na coś dużo lepszego niż to, co obecnie przeżywa. Jak pan w tej sytuacji widzi swoją przyszłość? Wiadomo, że trudno wyobrazić sobie przedłużenie przez pana umowy z Wisłą. Pojawiły się pogłoski, że mógłby pan kontynuować karierę w Polsce, ale w Pogoni Szczecin. - Co mogę powiedzieć. Kończy mi się kontrakt z Wisłą. Mam opcję przedłużenia go o rok wpisaną w umowę, ale na ten moment klub nie prowadził ze mną rozmów w tym temacie. Myślę, że to, w połączeniu z faktem, że nie gram, jest raczej jasnym komunikatem. Widzę, że raczej trudno byłoby mi tu zostać. Nie będę kłamać, otrzymuję pewne propozycje z innych klubów i jestem na etapie ich rozważania. Chciałbym grać w miejscu, gdzie będę czuł się doceniony. Chyba wszyscy piłkarze tego potrzebują. Generalnie, chyba zaaklimatyzował się pan w warunkach polskiej piłki? Czy jednak myśli pan o zmianie ligi? - Na początku po przyjeździe do Polski nie było mi łatwo, to była dla mnie bardzo radykalna zmiana otoczenia. Byłem tu całkiem sam. Ten ostatni rok był dla mnie jednak już lepszy. Dopóki nie przydarzył mi się ten cały problem natury osobistej i nie straciłem miejsca w kadrze. Generalnie jednak zyskałem stabilizację, mam narzeczoną, która mnie bardzo wspiera i jestem z nią szczęśliwy. A co do dalszej kariery, nigdy nie wiadomo, będę analizował różne opcje i wybiorę najlepszą. Nie uważa pan generalnie, że taki klub, jak Wisła zasługuje na większy spokój i stabilizację, a nie taki rollercoaster, jaki ostatnio obserwujemy? - To wielki klub, z tradycjami. Zdecydowanie klubowi życzę jak najlepiej. Będę starał się dać z siebie wszystko do końca kontraktu na tyle, na ile będę mógł. Z serca życzę Wiśle, by pięła się w przyszłości w górę w Ekstraklasie. Podziwiam fanów Wisły, miasto, pracę, którą się tu wykonuje. Nie chowam urazy do nikogo. Zawsze będę życzył Wiśle jak najlepiej, by nie przeżywała takich momentów, jak teraz. W wolnym czasie trzyma się pan z Chucą i Vullnetem Bashą. Oni też nie przeżywają teraz najlepszego okresu w ich karierze w Wiśle. Basha leczył kontuzję, Chuca też nie może liczyć na grę, choć jego sytuacja różni się jednak poniekąd od pańskiej. - Szkoda, że to tak wygląda. W przypadku Bashy to oczywiście zrozumiałe, bo doznał kontuzji kolana. A to zawsze najgorszy typ urazu. Mam nadzieję, że niebawem wróci do pełni formy. Chyba już nawet robi jakieś ćwiczenia z piłką, ale nie trenuje jeszcze normalnie z drużyną. Szkoda, bo brakuje nam takiego gracza. Zawsze dawał z siebie to, co najlepsze dla tego klubu. Natomiast z Chucą sytuacja ma się trochę podobnie, jak ze mną. Miał w przeszłości nawet niezłe statystyki, cztery strzelone bramki na koncie. Natomiast teraz rzeczywiście w ogóle nie gra. Nie chcę jednak wchodzić w szczegóły. Uważam jednak, że Chuca jest w stanie wnieść coś do tej drużyny. Trudno mi jest zrozumieć pewne rzeczy. Rozmawiała: Justyna Krupa